Siekiery, czaszki, fragmenty skóry. Tajemnicze zbiory Zakładu Medycyny Sądowej! [ZDJĘCIA 18+]

2019-10-31 8:54

W gablotach kryją się części ciał ofiar morderstw, narzędzia zbrodni i przyrządy wykorzystywane do sekcji zwłok. Osoba "z ulicy" tam nie wejdzie. Wstęp do osobliwego "muzeum" Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie mają tylko naukowcy oraz studenci medycyny i prawa w ramach swoich zajęć. Udało nam się zajrzeć do środka i sprawdzić, co kryje się w przeszklonych gablotach i słojach z formaliną. Ostrzegamy: zdjęcia są drastyczne.

Siekiery, czaszki, fragmenty skóry z tatuażami

To tylko niektóre ze zbiorów krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej przy ulicy Grzegórzeckiej. Urządzone tam "muzeum" w swoich zbiorach zawiera eksponaty nawet z końca XIX wieku. Historia ludzkiego okrucieństwa przez lata służyła przede wszystkim studentom. Chodziło o pokazanie przyszłym lekarzom i prawnikom efektów ciężkich i niespotykanych zbrodni. W ten sposób uczyli się na przykład tego, jak wygląda rana postrzałowa czy czaszka po uderzeniu ciężkim przedmiotem. - Mamy na przykład bardzo stary preparat sprzed I Wojny Światowej, to jest ślad cięcia szablą. Mamy też taki ciekawy ślad uderzenia siekierą w głowę, ale jest widoczne, że to się zagoiło, czyli że ta osoba przeżyła - opowiada kierownik Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie dr hab. Tomasz Konopka.

Nie wszystkie przedmioty w kolekcji są efektem umyślnego zabójstwa. - Mamy na przykład czaszkę mężczyzny, który został znaleziony na szosie z obrażeniami głowy. Nie było żadnych innych obrażeń, w związku z tym nasunęło to podejrzenia zabójstwa. Później się okazało, że on został potrącony rączką motocykla, który przejeżdżał i uderzył go z dużą prędkością - mówi Konopka. Oryginalna rączka tego motocykla leży w tej samej gablocie, co czaszka. Fragment jednośladowca został dostarczony do "muzeum" jako materiał dowodowy do porównania, czy ślad na czaszce pasuje do kształtu rękojeści. 

Pokaźna część ekspozycji to narzędzia zbrodni

Pracownicy Zakładu Medycyny Sądowej czasem proszą sąd lub prokuraturę, by przekazały dla celów dydaktycznych do kolekcji przedmioty, które posłużyły mordercom. - Stąd tutaj tak dużo siekier, noży, czasem jakichś dziwnych narzędzi, piła, łańcuch, podkowy. Narzędzia używane przez przestępców są bardzo różne - opowiada Konopka.

Powodem, dla którego ekspozycja pozostaje ukryta przed oczyma osób ciekawskich, są zakonserwowane fragmenty zwłok. Dzięki formalinie części ciał są chronione przed rozkładem. Przykłady? - Tu są najstarsze eksponaty w naszym muzeum, pochodzą z końca XIX wieku. Zawierają fragmenty zwęglonych kości osób, które zginęły w pożarze w Wiedniu - opowiada Konopka. W trakcie tego pożaru zginęło ponad 250 osób.

Śledczy czasem mają problem z ustaleniem tożsamości ofiar. Niektóre z nich da się rozpoznać dzięki tatuażom. W słojach z formaliną można znaleźć na przykład wytatuowane fragmenty skóry, które pomogły zidentyfikować ciała. - Czasem są to tatuaże tekstowe. Więźniowie tatuowali sobie zakład karny, w którym odbywali karę pozbawienia wolności, a żołnierze tatuowali sobie numer jednostki wojskowej.

Każda gablota w Zakładzie Medycyny Sądowej ma swoją nazwę. Przy jednej z najbardziej przygnębiających części kolekcji wisi tabliczka z napisem "Dzieciobójstwo". - Dzieciobójstwa obecnie są rzadkością. Z Krakowa badamy przypadek raz na kilka lat. Te preparaty pochodzą z czasów, kiedy dzieciobójstw było tak dużo, że rocznie w naszym zakładzie badano nawet kilkanaście przypadków. To było przez cały okres międzywojenny i mniej więcej do lat 60-70. Te eksponaty ilustrują, jak należy przeprowadzać poszczególne badania w przypadku badania zwłok noworodka, który zmarł w wyniku dzieciobójstwa - tłumaczy naukowiec.

Najbardziej powszechnym współczesnym narzędziem zbrodni, który znajduje się w muzeum, jest nóż.  Nie są to jednak - na przykład - ostrza ze sklepu militarnego, a zwykłe noże kuchenne lub scyzoryki. Dlaczego? - Większość zabójstw, których ofiary trafiają do naszego zakładu, to są osoby, których zabójstwo nie było planowane. To zazwyczaj jest tak, że jest jakaś kłótnia, często emocje są wzmacniane przez alkohol. Dwie osoby się kłócą, w pewnym momencie któraś łapie za nóż i uderza drugą osobę raz czy kilka razy. Kiedy ja zaczynałem pracować, to najpopularniejszym narzędziem zabójstwa była siekiera, teraz to jest rzadkość - opowiada Konopka.

W pomieszczeniu obok "muzeum" znajduje się sala sekcyjna. Jak tłumaczy kierownik Zakładu Medycyny Sądowej, dziennie lekarze wykonują nawet do 9 sekcji zwłok. - Badamy ciała osób, które kierują do nas prokuratury. Najczęściej są to ofiary wypadków drogowych, ofiary śmierci samobójczej i ciała osób, które zmarły w sposób zaskakujący dla otoczenia albo zostały znalezione martwe w miejscach publicznych - mówi Konopka. Mimo obcowania ze śmiercią, naukowiec zaznacza, że praca lekarza sądowego jest najmniej stresującym zawodem medycznym. - Możemy pracować powoli, nie musimy się spieszyć, nie ratujemy pacjenta, nie możemy mu zrobić krzywdy. Każdy lekarz pracuje w stresie, bo on się musi spieszyć, w razie niepowodzenia grozi mu odpowiedzialność, a przede wszystkim chce pomóc pacjentowi - dodaje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki