Mł. insp. Sebastian Gleń z małopolskiej policji uspokaja: takie sytuacje wynikają z normalnych procedur. - Przy wszelkiego rodzaju zgromadzeniach, zwłaszcza tam gdzie są jakieś protesty, w grę wchodzą takie czynniki jak emocje. W kilku przypadkach mieliśmy takie doświadczenia, że członkowie różnych zgromadzeń naruszali przepisy prawa. Nieraz dochodzi do różnych konfrontacji, zwłaszcza jeśli obok siebie odbywają się zgromadzenia osób o przeciwnych poglądach, ideach - mówi.
- Stąd też troska o taki potencjalny materiał dowodowy, który udokumentuje nam nieprawidłowości w przebiegu tych protestów, czy jakieś naruszenia w przepisach porządkowych - dodaje. Jak zapewnia, filmy policji wykorzystywane są wyłącznie do jej potrzeb i nie zostają nigdzie upublicznione. - Jeśli nie stwierdzamy naruszeń, to te materiały są archiwizowane, a później wybrakowywane czyli niszczone zgodnie z przepisami o archiwizacji - mówi Gleń.
W miejscu publicznym, na zgłoszonym zgromadzeniu, każdy ma prawo filmować i robić zdjęcia. Choć niektórzy uczestnikom protestu nie odpowiadali funkcjonariusze z kamerami, inni doceniali ich obecność. - Dzięki temu czujemy się bezpieczniejsi. Chcemy wierzyć, że policja robi to dla naszego dobra - mówi Piotr Środa z Komitetu Obrony Demokracji.
>>> 50-latek z raną kłutą brzucha. Miał "nadziać się na nóż"
Posłuchaj materiału Ewy Sas, reporterki Radia ESKA: