Zostało tylko pięć dni. Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie Prokocimiu odlicza do wtorku. 54 lekarzy specjalistów, głównie anestezjologów, ma wtedy odejść z pracy. Mimo zawartego pod koniec ubiegłego roku porozumienia z dyrekcją lekarze ze smutkiem przyznają, że skończyło się na obietnicach.
My nie chcemy żadnej jałmużny ani porozumienia na kredyt, które ma nas uciszyć, tylko naprawdę w trybie ekstraordynaryjnym prawdziwej wyceny procedur pediatrycznych u naszych pacjentów. Przynajmniej tych kilkudziesięciu najtrudniejszych - mówi szefowa związkowców Agata Hałabuda.
Główną przyczyną kryzysu w placówce jest niedoszacowanie kosztów zabiegów pediatrycznych przez Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia. Przykładowo rażąco niedoszacowany jest zabieg immunoterapii dla pacjentów onkologicznych z ciężkim przebiegiem choroby.
Koszt osobodnia wynosi 967 złotych. Nasz szpital wydaje na takiego pacjenta 1700 złotych czyli strata za jeden dzień pobytu pacjenta wynosi około 800 złotych, a immunoterapia trwa 12 dni. Łatwo przeliczyć straty, a to jest tylko jeden pacjent - mówi kierownik onkologii dziecięcej w Prokocimiu Szymon Skoczeń.
Mimo próśb nikt z resortu zdrowia w styczniu nie podjął rozmów ze związkowcami. Na pytanie co się stanie ze szpitalem po pierwszym lutego nie potrafią odpowiedzieć.
Nieoficjalnie mówi się, że jeśli nic się nie zmieni i rzeczywiście ponad 50 specjalistów odejdzie we wtorek z pracy 3 oddziały będą musiały być ewakuowane. Dyrekcja szpitala, która nie zjawiła się na spotkaniu zorganizowanym przez związkowców, liczy na to, że wypowiedzenia zostaną cofnięte. Związkowcy raczej są zdania, że pojawią się się kolejne.