Pielęgniarki protestują przeciwko decyzjom rządu, które spowodowały, że część z nich została zdegradowana i obcięte zostały im pensje. Chodzi o ustawową zmianę, wedle której wykreślone zostały konkretne wymagania odnośnie do kwalifikacji, a przez to pracodawcy zyskali możliwość, by degradować pielęgniarki. Protestujący domagają się nie tylko przywrócenia dawnego podziału, ale i podwyżek. Na 12 kwietnia ogłaszają protest w Krakowie.
Nie udaje nam się przebić przez ministra zdrowia, który nie jest medykiem i kompletnie jest oderwany, odklejony od rzeczywistości. W ogóle nie rozumie istoty problemu. Może najwyższa pora albo na zmianę ministra zdrowia, albo na to, żeby sprawą zainteresował się premier - mówi Agata Kaczmarczyk, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Małopolsce.
Kaczmarczyk nie wyklucza, że jeśli rząd nie usiądzie z nimi do stołu, możliwy jest strajk w całym kraju.
Jeśli nie będzie ruchu ze strony rządu, to naprawdę będzie źle. My, pielęgniarki i położne, jak dojdziemy do granicy wytrzymałości, to będziemy zmuszeni najzwyczajniej w świecie spowodować ogólnopolski strajk. Bo nic innego nam nie pozostanie.
W pierwszym, tarnowskim proteście pielęgniarek wzięło udział około tysiąca osób. Na tym zaplanowanym w Krakowie ma pojawić się więcej protestujących. Jeśli i on nie pomoże, prawdopodobnie przyjdzie kolej na Warszawę - choć tego pielęgniarki nie potwierdzają.