Krakowscy gastronomicy podali rządowi Polski czarną polewkę. To akt protestu przeciwko decyzji by pozostawić restauracje zamknięte do odwołania. Restauratorzy podkreślają, że ledwie przetrwali pierwszy lockdown, drugiego nie przetrwają teraz na pewno. W sile kilkudziesięciu osób protestowali przed Wieżą Ratuszową na Rynku Głównym.
Wszyscy zostali bez środków do życia. Każdy ma kredyty, każdy ma zobowiązania. Tak samo hurtownie nie chcą już dostarczać towaru do hoteli, chyba że za gotówkę. Nikt nie był na to po prostu przygotowany i powiem szczerze, że szykują się zwolnienia - mówi szef kuchni w Zakopanem Sebastian Krauzowicz.
Dramat gastronomii to, jak podkreślają protestujący, dramat zwykłych ludzi, którzy poświęcili swojej profesji całe życie a teraz zostają niemal z dnia na dzień pozbawieni możliwości zarobku na podstawie danych o rzekomych zarażeniach w restauracjach, których nikt nie potrafi zweryfikować.
Ja pracuję w gastronomii już ponad trzydzieści lat. Mam rodzinę, mam kredyt jak większość Polaków. Z czegoś trzeba żyć - mówi szef kuchni Marek Buksa - są hotele, które zamawiają żywność w tonach i teraz to wszystko trafia na magazyn, jeszcze trzeba za fakturę zapłacić - dodaje restaurator Dawid Grucel.
Restauratorzy przygotowali listę postulatów, którą po proteście przekazali Wojewodzie Małopolski. Najważniejsze z nich to przygotowanie planu ratowania gastronomii rozłożonego na co najmniej pół roku, zwolnienie ze składek ZUS nie tylko pracowników, ale też przedsiębiorców oraz wprowadzenie jednolitego podatku osiem procent na usługi gastronomiczne.