Nowe tramwaje w mieście są potrzebne, by pozbyć się starych, wysokopodłogowych wagonów - co do tego nikt nie ma wątpliwości. Jak jednak przekonuje Jacek Mosakowski z Platformy Komuniakcyjnej Krakowa, jest to "krótkowzroczna decyzja", bo większość z nowych tramwajów to nie będą najdłuższe pojazdy.
Dalej ludzie będą jeździli upchani jak sardynki, dalej będzie brakowało dwukierunkowych, dłuższych wagonów, a to jest coś, co kupujemy na kilkadziesiąt lat. Decyzja jest dla nas niezrozumiała. Dobrze, że chcemy kupić tramwaje, które mogą jeździć w dwóch kierunkach, natomiast powinno ich być po pierwsze więcej, a po drugie - powinny być większe, tak, by w razie konieczności mogły obsłużyć bardziej obciążone linie. Widzimy przecież, co dzieje się teraz choćby na linii nr 3.
Marek Gancarczyk, rzecznik krakowskiego MPK, nie potwierdza tych doniesień i przekonuje, że na ten moment za wcześnie mówić o długości tramwajów. Co więcej, Gancarczyk udowadnia słuszność tego kroku:
De facto ten przygotowywany przez nas nowy przetarg jest kontynuacją wieloletniego planu, który ma rzeczywiście doprowadzić do tego, że w 2026 roku z krakowskich ulic znikną wszystkie tramwaje wysokopodłogowe.
Gancarczyk zwraca też uwagę na pieniądze: kupno dłuższych pojazdów byłoby droższe, a i wzrosłyby koszty eksploatacji. Według Mosakowskiego w takim układzie wyjściem byłoby kupno właściwych tramwajów, ale w mniejszej liczbie.