Para z Podhala wyemigrowała do USA. Prowadzą tam ekologiczne gospodarstwo
Janusz i Danuta Leśniak to małżeństwo pochodzące z Podhala. Para postanowiła wyemigrować do Stanów Zjednoczonych i to właśnie tam znaleźli swoje miejsce w świecie. W stanie Wisconsin założyli swoje gospodarstwo rolne i pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Specjalizują się w hodowli owiec rasy St. Croix Hair, jednak na terenie ich gospodarstwa można także bez problemu znaleźć krowy, kozy, kury, gęsi, indyki, czy kaczki. To, co wyróżnia ich biznes, to życie w zgodzie naturą i wolny dostęp wszystkich zwierząt do pastwisk i wybiegów.
Historię pary pokazał amerykański dokumentalista Jonathan Ramsey na swoim youtubowym kanale Ramsey United, gdzie przybliża działalność polskich gospodarstw w Stanach Zjednoczonych, które wyróżniają się na tle innych. Leśniak Farm, czyli ferma małżeństwa, jest pod tym względem naprawdę szczególna. Para podkreśla, że nie używa na swoim gospodarstwie nawozów i oprysków. Starają się, aby ich zwierzęta były karmione jak najbardziej naturalnie. To dla nich ważne, ponieważ z owoców ziemi i hodowli zwierząt sami korzystają.
— Tak że im więcej jesteś w stanie wyprodukować sam, tym lepiej. Taki właśnie był mój cel — powiedział rolnik na nagraniu. — Wiesz, co jesz. Wszystko jest produkowane naturalnie, ekologicznie i na wypasie — dodał.

Małżeństwo z Podhala w USA mieszka od lat, ale o góralskich tradycjach nie zapomnieli
Zanim Janusz i Danuta Leśniak przenieśli się na wieś, przez wiele lat mieszkali w Chicago. Ich rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych kilka dekad temu, pamięć o Polsce i rodzimych Tatrach jest wciąż w nich silna. Na filmie pan Janusz przyznaje, że "jestem Polakiem i zawsze będę się czuł Polakiem", a w ich domu słychać gwarę góralską. Rodzina także jest uzdolniona muzycznie, pan Janusz grał w zespole Góranie i występowali także na góralskich weselach w chicagowskiej społeczności polonijnej.
— Ja żałuję, że nie zrobiliśmy tego wcześniej — przyznaje Janusz Leśniak, patrząc na swoje pola i owce. — Zawsze mieszkaliśmy w mieście, wychowaliśmy trójkę dzieci… Teraz przynajmniej coś się dzieje. Wyjdziesz na zewnątrz to koza beczy, to kura pieje. I to jest coś pięknego — dodał rolnik.