Krzyż trzeba było pilnie zdjąć. Uderzył w niego piorun, dmuchnął wiatr i stalowa konstrukcja przechyliła się o około 40 stopni - tłumaczy proboszcz parafii ksiądz Stanisław Sudoł.
Wzbudziło to potężny mój niepokój, bo było to niebezpieczeństwo. Szukałem więc możliwości rozwiązania tego problemu. Trzeba było ten krzyż razem z kulą ściągnąć z góry, bo był już mocno przechylony, a waży prawie 20 kilogramów.
Krzyż z wieży salwatorskiej świątyni ściągnęli... odpowiednio zabezpieczeni alipiniści. Innej drogi na szczyt nie było, mówi mistrz blacharski Grzegorz Adamski, który otworzył kulę.
W związku z tym, że nie było takiej możliwości, żeby można było wjechać podnośnikiem i dostać się bezpośrednio, a koszt i możliwości techniczne postawienia rusztowania są też skomplikowane, poprosiliśmy kolegów, którzy zajmują się pracami alpinistycznymi. Oni mają do tego spryt, sprzęt i doświadczenie.
Teraz czas na decyzje konserwatorów. Kula zostanie albo odrestaurowana i ponownie zamknięta - tym razem z pamiątkami z naszych czasów - albo zabezpieczona w podziemiach parafii.