"Zbuntowany anioł" był ogromnym hitem. Serialowy kamerdyner stał się ulubieńcem widzów
Na lata dziewięćdziesiąte przypada szczyt popularności telenowel w Polsce. W telewizji publicznej można było oglądać głównie rodzime produkcje, natomiast stacje komercyjne emitowały opery mydlane z Ameryki Południowej. Jedną z nich był "Zbuntowany anioł", 270-odcinkowy serial, który cieszył się wśród Polaków niebywałą popularnością. Losy zakochanej pary - Milagros i Iva (granych przez Natalię Oreiro i Facundo Aranę) - śledzili dosłownie wszyscy niezależnie od wieku czy płci.
Sława spłynęła nie tylko na odtwórców głównych ról, ale także tych drugoplanowych. Niewątpliwym ulubieńcem widzów był majordomus Bernardo, w którego wcielał się Osvaldo Guidi. Argentyński aktor serialowy i teatralny, do tej pory znany był wyłącznie w swojej ojczyźnie, nagle zyskał rozpoznawalność w wielu innych krajach. Zdawałoby się, że sukces "Zbuntowanego anioła" i sympatia, jaką widzowie obdarzyli wykreowaną przez niego postać kamerdynera, otworzy mu drzwi do międzynarodowej kariery. Stało się jednak zupełnie inaczej.
Po sukcesie przyszło rozczarowanie. Tragiczny los aktora "Zbuntowanego anioła"
Wbrew pozorom po wielkim sukcesie "Zbuntowanego anioła" serialowy majordomus nie mógł przebierać w propozycjach zawodowych. W 2000 r. zagrał większą rolę w telenoweli "Amor latino", ale potem dostawał już tylko epizody. Po ogromnym sukcesie przyszło więc ogromne rozczarowanie. Co prawda, Guidi kontynuował swoją karierę jako aktor teatralny i jako pedagog, ale to nie dawało mu wystarczającego spełnienia. To właśnie w szkole teatralnej, którą prowadził, 17 października 2011 r. stało się najgorsze - gwiazdor "Zbuntowanego anioła" odebrał sobie życie. Tuż przed tragedią aktor napisał na Facebooku poruszające słowa:
Wiem, co to sukces, nagrody, ciemne strony nagród. Ja jedyny mogę cokolwiek dla siebie zrobić"