W czwartek, 22 września do składu węgla Rabek w Brzesku dotarło 26 ton węgla. Na Pomorze – do Gdańska, a potem do Małopolski węgiel dotarł… z Indonezji. To siany groszek, który jest znacznie drobniejszy niż węgiel polski. Mimo tego cena za tonę w tym składzie wyniosła 3300 złotych. Mimo tej zawrotnej ceny i niesprawdzonej jakości, węgiel rozszedł się w ciągu półtora dnia. Niektórzy jeszcze w piątek, 23 września jeździli do Brzeska, by go kupić, ale niestety musieli odjechać z pustymi rękami. O tę sytuację postanowiliśmy zapytać w brzeskim składzie:
– Ludzie, którzy przyjeżdżali najwcześniej, brali sobie na próbę, mimo, że mamy świadectwo jakości. Ale wiadomo - węgiel z Indonezji, zupełnie nieznany. Potem ci sami klienci przyjeżdżali drugi raz po więcej, bo dobrze się spala, popiołu nie było za wiele. Najpierw brali na przykład pół tony, a potem dwie czy trzy, no bo tyle średnio potrzeba, żeby ogrzać na zimę. Węgiel zagraniczny to mieszanka miału i ekogroszku. Specjalne firmy to odsiewają i segregują, co winduje koszty – powiedział nam pracownik składu węgla Rabek w Brzesku.
Polskie kopalnie wstrzymały dostawy, a także pozrywały umowy z firmami. Skład Rabek przez dwa ostatnie miesiące nie miał w swoich zasobach żadnego węgla, więc pierwszy raz od trzydziestu lat zdecydował się na sprzedaż węgla zagranicznego. Zapytaliśmy, jak kształtowała się cena za tonę polskiego (co ważne) węgla w zeszłym roku.
– W zeszłym roku o tej porze cena węgla na naszym składzie wynosiła około 1000 złotych. Obecna cena, 3300 za tonę jest bardzo wysoka, ale nawet ludzie biedniejsi, no, co mają zrobić? Czujemy się, jakbyśmy pracowali na infolinii, jest tyle telefonów. Zapotrzebowanie jest ogromne – dodał pracownik składu węgla Rabek w Brzesku.