Trzebinia. "Dziury, jak po bombie"
W ciągu ostatniego półtora roku w Trzebini powstało około 25 zapadlisk. To oficjalne dane, bo mieszkańcy mówią nawet o dwukrotnej liczbie. Według nich, nikt już nie liczy tych, które pojawiają się w lesie, przy linii kolejowej. Od jednego z mieszkańców dowiadujemy się, że pierwsze zapadliska w Trzebini powstawały już 70 lat temu, gdy prężnie działała jeszcze Kopalnia Węgla Kamiennego Siersza w jednej z dzielnic Trzebini.
- Jako dzieci się tam bawiliśmy. To było w lesie, to było stare, nikt nie miał świadomości zagrożenia. Najstarsze zapadlisko, jakie ja kojarzę, było właśnie niedaleko Wilii NOT-u (pełniącej obecnie funkcję domu kultury - przyp. red.), tam jest pomnik upamiętniający II wojnę światową. Jak tam pani pojedzie, to zobaczy pani, że tam jest bardzo "ciekawe", niespotykane ukształtowanie terenu. Na przeciwko Restauracji Parkowa. To jedno z największych zapadlisk. W latach 70. i 80. zdarzyło się ich około pięćdziesięciu - powiedział nam pan Stanisław Biłka.
- To były dziury, jak po bombach. Zjeżdżaliśmy tam na sankach - mówi pan Marek.
Decyzję o likwidacji kopalni Siersza przez zatapianie podjęto w 1999 roku. Oficjalnie KWK Siersza zakończyła działalność w 2001 roku. Od 2002 roku tereny przejęła Spółka Restrukturyzacji Kopalń. W latach 20. ubiegłego wieku wydobycie na tych terenach miało miejsce na głębokości od 20 do 60 metrów. Lustro wody wciąż się podnosiło. Teraz znajduje się 12 metrów poniżej poziomu nawierzchni i właśnie dlatego dochodzi do zapadlisk. Specjaliści informują, że co roku woda podnosi się o średnio pół metra. Mieszkańcy zastanawiają się, dlaczego władze na szczeblu centralnym kompletnie nie reagują.
- Telefonów mieszkańców z pytaniami o bezpieczeństwo odebrałem setki. Oni żyją w strachu i się boją. Nie wiedzą, czy wyjść z domu czy nie. Wszyscy czekamy na 15 lutego, kiedy będą ujawnione wyniki badań Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jak dzieją się takie tragedie, to ktoś przyjeżdża do mieszkańców, tak? Już nie mówię o panu premierze, ale ministrze. Przecież decyzję o zamknięciu kopalni podjął ówczesny minister przemysłu. A dzisiaj nikogo nie ma z rządu. Miło by było, gdyby ktoś się z mieszkańcami spotkał, uspokoił, zapewnił o jakieś dodatkowej pomocy. Czujemy się zostawieni sami sobie - powiedział nam pan Marek Harwes, radny Trzebini.
Zobaczcie wideo ukazujące, jak wygląda jedno z zapadlisk na Osiedlu Gaj i zasypany lej na cmentarzu parafialnym przy ul. Jana Pawła II:
Zapadliska w Trzebini. "Co ja mam powiedzieć dziecku, które chce wyjść, pobawić się na dworze?"
Na wprost wejścia głównego na cmentarz można dostrzec tablicę na głazie upamiętniającą tych, których groby znalazły się 20 września 2022 roku w zapadlisku, leju o głębokości 10 metrów i średnicy 20 metrów. Kolejne zapadlisko jest tuż przy ogrodzeniu cmentarza, przy wale kolejowym - powstało 19 stycznia i też zostało już zasypane. Po drugiej stronie ulicy rozciąga się duże Osiedle Gaj. Pan Stanisław codziennie odwiedza swoją 87-letnią mamę, która mieszka właśnie tam.
- Głupcem byłby ten, kto by powiedział, że się nie boi. Ja nie wyobrażam sobie, żebym codziennie nie przyjechał do mamy nawet na kilkanaście minut. Chodzę na cmentarz, bo leży tam mój tata. Boję się, ale gdyby ten strach wziął górę, żaden z mieszkańców Osiedla Gaj nie mógłby wyjść na spacer. Spółka Restrukturyzacji Kopalń nie chce skorzystać z wiedzy byłych górników KWK Siersza, inżynierów, tłumaczy się brakiem dokumentacji - mówi nam pan Stanisław.
W odległości około 10 metrów od bloku nr 26 na Osiedlu Gaj znajduje się kolejne zapadlisko. Niedawno zostało zasypane. Na następne - drugie najświeższe, po tym między nasypem, a ogrodzeniem cmentarza - można natrafić idąc ścieżką w stronę lasu między blokami 15 i 16.
- Jak ja słyszę, że straż pożarna to zabezpieczyła... No tak, zabezpieczyła. Ogrodziła taśmą i tyle, na tym polega zabezpieczenie. Miasto z kolei tak naprawdę zaczęło reagować dopiero po tym zapadlisku na cmentarzu. Te, które pojawiały się już w 2021 roku przeszły bez echa - mówi pan Stanisław.
- Co ja mam powiedzieć dziecku, które chce wyjść, pobawić się na dworze? Teraz jeszcze pół biedy, bo jest zimno, ale wiosną, latem? Sama się boję, gdy wychodzę wyprowadzić psa - mówi pani Marta.
"Ulicą Górniczą nie jeżdżę", mówi nam jeden z mieszkańców. Panu Mieczysławowi zawala się dom
Docieramy na ulicę Górniczą, do domu pana Mieczysława Rogalskiego. Dom został wybudowany między 1978 a 1982 rokiem. Pan Mieczysław z żoną kupili go w 1998 i dokończyli budowę. Musieli nabyć z powrotem wszystkie pozwolenia. Wydział Architektury Urzędu Miasta wystąpił wówczas do Urzędu Górniczego z pytaniem, czy na tej działce nie ma szkód górniczych. Urząd Górniczy wydał pisemne orzeczenie, że "projektowana budowa znajduje się poza zasięgiem wpływów eksploatacji górniczej KWK Siersza" i nie ma żadnych przeciwwskazań. Jest początek lutego 2023 roku, a pan Mieczysław pokazuje nam zniszczenia. Zobaczcie wideo:
- Nawet pod sufitem, tam na zewnątrz, jak jest strzecha, to ta nadbudówka, na której są krokwie dachowe, odjechała w stronę drogi. Nie było tego widać, bo tapety z włókna szklanego trzymały. Dopiero, jak żeśmy je zdjęli, to to zobaczyliśmy. W ogóle u mnie się jeszcze ściany trzymają ze względu na tapety z włókna szklanego, bo przy normalnych, to by się już dawno rozjechało. Wtedy, jak pierwszy raz zgłosiłem szkody górnicze, to mi powiedziano, że nie uznaje się ich, bo minęło piętnaście lat od zakończenia wydobycia na tym terenie. Przyjechał tu przedstawiciel Urzędu Górniczego i mówi: no, to są szkody górnicze, ale ja mam tu taki przepis. W ubiegłym roku tyle gór wyleciało, a to już przecież około 40 lat od zakończenia wydobycia - mówi nam pan Mieczysław.
W 2014 roku ukazało się jednorazowe rozporządzenie mówiące, że urzędy górnicze - niezależnie od kiedy na danym terenie skończyło się wydobycie - jeżeli stwierdzają, że są szkody górnicze, mają przyznać odszkodowanie i umożliwić wykonanie remontu mieszkańcom. Pan Mieczysław z rodziną z tego skorzystali, jednak musieli składać ponowne pisma - wcześniejsze, o którym powiedział nam pan Mieczysław, nie zostało uznane. Urząd Górniczy zamknął wtedy ulicę, wprowadził zakaz ruchu - ten możliwy był tylko do posesji. Około dwóch lat temu ruch na ulicy Górniczej znów przywrócono.
- Pani widzi, że są pęknięcia na asfalcie. Nie przypuszczałem, że to się tak daleko posunie. Teraz to ja nie wiem, czy ja mam ruszać dom. Był na rusztowaniu z kątowników aluminiowych. Robiła mi to firma i mówili, że to bezpieczne, ale wiem, że są tam już szczeliny. To idzie od góry, od dołu - dodaje pan Mieczysław.
Jeżdżąc po Trzebini widzimy znaki "szkody górnicze", które postawił w trzebińskiej Sierszy Zarząd Dróg. Mieszkańcy natomiast co najmniej kilkukrotnie wnioskowali o ograniczenie ruchu samochodów ciężarowych jadących do elektrowni.
Cała społeczność Trzebini z niecierpliwością czeka na wyniki badań terenu naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, które mają być znane 15 lutego.
- Czekam na te wyniki z niepokojem, ale i z nadzieją. Boję się jednak, że ta prawda może być zbyt gorzka dla nas, dla mieszkańców. My żyjemy w strachu już od sierpnia 2021 roku, kiedy było zapadlisko na ogródkach działkowych, potem w listopadzie kolejne na ogródkach działkowych, 10 na 15 metrów, potem następne trzy miesiące później, później cmentarz 20 września 2022 roku, potem kolejne i kolejne. Boimy się i tu nie ma się czego wstydzić - dodał Marek Harwes, radny Trzebini.