Kolejna rozprawa w sprawie tzw. afery hejterskiej. Sędziowie zeznawali, oskarżonej zabrakło
Sędzia Arkadiusz Cichocki, który wystąpił w procesie w charakterze świadka, zapytany, dlaczego zdecydował się opowiedzieć o szczegółach sprawy, odparł, że "przekonał się na własnej skórze, że dobra zmiana była dobra tylko z nazwy". Dodał, że w jego ocenie w tym procesie nie chodzi o inwektywy skierowane w stronę krakowskiego sędziego przez jedną prywatną osobę, ale o to, "że on miał być celem, do którego miały być zaangażowane różne siły państwa".
- Wyjaśniane są okoliczności ogromnego hejtu, który spadł na sędziego Żurka. Wydaje mi się, że miałem troszkę szerszą wiedzą niż to, co było powszechnie wiadome" – skomentował po wyjściu z sali rozpraw.
Z kolei obrońca Emilii Sz. mec. Paweł Matyja stwierdził, że opisywanie szerzej afery hejterską w tym procesie to przykład "instrumentalnej próby wykorzystania tego postępowania, by pozyskać określone informacje procesowe, które mogłyby być wykorzystywane w innych jeszcze postępowaniach".
- Analizując zebrany w tej sprawie materiał dowodowy, można dojść do wniosku, że w zasadzie wszystko, co słyszymy na sali rozpraw, jest poza polem rozważań sądu. Ponieważ sąd w tej sprawie powinien odpowiedzieć tylko na jedno pytanie: czy pani Emilia Sz. zniesławiła, znieważyła sędziego Żurka, czy nie. Próby odpowiedzi na pytanie, czym była tzw. afera hejterska i rozliczania ewentualnych osób w nią zaangażowanych – tym zajmuje się prokuratura we Wrocławiu – zwrócił uwagę.
Na rozprawie ponownie nie było oskarżonej Emilii Sz. Jej adwokat wyjaśnił, że o nieobecności jego klientki, która nie przyznaje się do winy, zdecydowały względy osobiste i ekonomiczne. Zapewnił jednocześnie, że Emilia Sz. interesuje się tym postępowaniem i nie wykluczył, że pojawi się na kolejnej rozprawie 19 marca. Jeżeli strony nie będą składać wniosków dowodowych, sąd planuje wówczas zamknąć przewód sądowy, wysłuchać mów końcowych i ogłosić wyrok.
Przesłuchany w piątek w charakterze świadka sędzia Arkadiusz Cichocki opowiedział o działającej na komunikatorze WhatsApp ponad 20-osobowej prywatnej grupie "Kasta", do której miał należeć od przełomu 2018 i 2019 roku. Według jego relacji członkami czatu byli przede wszystkim sędziowie, których określił "dobrozmianowymi". Na czacie miały pojawiać się m.in. linki do wpisów na Twitterze publikowanych z konta "Mała Emi" oraz obraźliwe treści dotyczące osób sprzeciwiających się reformie wymiaru sprawiedliwości – głównie ze środowiska Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" i "Themis", w tym sędziego Waldemara Żurka.
Przed sądem Cichocki nie miał wątpliwości, że za twitterowym kontem "Mała Emi" stała Emilia Sz.
"Nigdy nie ukrywała przede mną, że prowadzi to konto. Znajdowało to potwierdzenie w zbieżności czasowej różnych zdarzeń" – powiedział. Jak doprecyzował, przykładem jest redagowany przez niego jeden z innych, "merytorycznych" wpisów, który po wysłaniu Emilii Sz., znalazł się na koncie "Mała Emi". Jako inny dowód wiążący kobietę z twitterowym kontem wskazał wpis zawierający intymne treści na jego temat, kiedy w marcu 2019 r. relacja między nim a kobietą stała się "napięta". Dodał, że w sprawie m.in. tego wpisu zapadł już nieprawomocny wyrok skazujący kobietę.
W roli świadka na rozprawie zeznawał również inny sędzia z Sądu Rejonowego w Gliwicach. Jak stwierdził przed sądem, z jego korespondencji z Emilią Sz. wynikało, że była ona kontaktem między sędziami i osobami z Ministerstwa Sprawiedliwości i z dziennikarzami. Zeznał, że oskarżona przyznała mu się do prowadzenia tego konta na Twitterze. Dopytywany przez sędziego poinformował też, że kobieta mogła udostępniać innym swoje loginy.
Podczas piątkowej rozprawy sąd odczytał też składane w kieleckiej prokuraturze zeznania świadków, wśród których byli sędziowie wymieniani w kontekście afery hejterskiej.
Proces rozpoczął się w środę pod nieobecność oskarżonej i jej obrońcy. W piątek sąd postanowił ponownie otworzyć przewód sądowy. Prowadzący sprawę sędzia Piotr Sajdera wyjaśnił, że po ponownym zapoznaniu się z opiniami biegłych na temat Emilii Sz. stwierdził, że obecność obrońcy oskarżonej jest obowiązkowa, więc gdyby nie rozpoczął procesu od nowa, mógłby narazić się na zarzut bezwzględnej przyczyny odwoławczej.
Sędzia Waldemar Żurek występujący w roli oskarżyciela posiłkowego w piątek podtrzymał zeznania, które złożył podczas pierwszej rozprawy. Opowiadał wówczas, że jako członek KRS i jej rzecznik prasowy doświadczył w internecie ataków ze strony grupy osób kryjących się za nickami, które miały informacje o jego życiu prywatnym i zawodowym.
- Jako osoba publiczna miałem świadomość, że trzeba mieć grubą skórę i być odpornym na różnego rodzaju ataki, ale tam pojawiały się pomówienia, bardzo poważne zarzuty, sformułowania obraźliwe, które uderzały nie tylko we mnie, w moją rodzinę, ale także wykonywaną przeze mnie funkcję – relacjonował.
Zawiadomienie w tej sprawie zostało złożone w 2019 r. Po umorzeniu sprawy i jej podjęciu na nowo w 2024 r. prokuratura oskarżyła Emilię Sz. o zniesławienie Waldemara Żurka. Ustaliła, że między sierpniem 2018 r. a styczniem 2019 r. kobieta wielokrotnie publikowała w internecie treści, które mogły zaszkodzić reputacji krakowskiego sędziego i narazić go na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu.
Po rozpoczęciu procesu dotyczącego Emilii Sz. sędzia Żurek stwierdził, że jest to proces "wobec sygnalistki", która w jego ocenie była wykonawcą zleceń, podczas gdy "organizatorzy i mocodawcy Emilii Sz." pozostają bezkarni.
- Dobrze, że ruszył proces, ale dla mnie największym problemem jest to, że ci główni organizatorzy – według mnie – tej grupy, która hejtowała sędziów broniących konstytucji, są bezkarni i widzimy kolejne odsłony tego dramatu – skomentował w środę po wyjściu z sali rozpraw.
Główne śledztwo w aferze hejterskiej prowadzi Prokuratura Regionalna we Wrocławiu. Dotyczy ono przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych pełniących funkcje w Ministerstwie Sprawiedliwości, w szczególności poprzez niedopuszczalne przetwarzanie danych osobowych, działając tym na szkodę interesu publicznego i prywatnego. Do Sądu Najwyższego trafiły wnioski śledczych o uchylenie immunitetów czterem sędziom. W lutym br. SN odmówił wnioskowanego przez kielecką prokuraturę uchylenia immunitetu jednego z nich.
