Krakowskie bary mleczne nie od dziś zmagają się z problemami. Wpierw była pandemia, potem popandemiczny kryzys, z którego jeszcze się nie podniosły. Teraz przyszła wojna w Ukrainie i wzrost cen właściwie wszystkiego: od mięsa po energię.
Towar idzie w górę, prąd idzie w górę, dlatego my też musimy podnosić te ceny. A jest ciężko wszystkim, dlatego jeśli podniesiemy ceny, to po prostu stracimy klienta i stracimy miejsce pracy. Walczymy więc o każdego, staramy się, no ale to też do pewnego momentu - mówiła pani Wioletta z baru mlecznego Centralny.
Krakowskie bary mleczne starają się nie podnosić cen, ale o to dzisiaj trudno - podkreśla Łukasz Sęk, miejski radny z Huty, który w mediach społecznościowych zwrócił uwagę na problem pogarszającej się sytuacji takich lokali.
Ceny energii, ceny gazu, ceny ciepła, wzrost kosztów produktów, kosztów dostaw. Tutaj nie mówimy o wzrostach rzędu kilkunastu procent, tak jak uśredniona inflacja, ale w przypadku na przykład energii elektrycznej to nawet jest kilkadziesiąt procent podwyżki.
Za porcję pierogów w barach mlecznych w stolicy Małopolski trzeba obecnie zapłacić około piętnastu złotych. Zupa to koszt rzędu od pięciu do ośmiu złotych. Mimo że miejsca te są dotowane przez rząd, to wsparcie obejmuje wyłącznie dania jarskie - a pracownicy barów zwracają uwagę, że to mięso w ostatnim czasie najmocniej podrożało.