Na przebieg choroby u 30-i 40-latków największy wpływ ma ich styl życia. Młodzi ignorują objawy, zwlekają z decyzją o wizycie u lekarza i podejmują leczenie na własną rękę.
Podejmują się najczęściej leczenia na własną rękę i wydłużają to leczenie do granic możliwości, trafiając już w kiepskim stanie do szpitala - mówi rzecznik Ministerstwa Zdrowia, Wojciech Andrusiewicz.
Potwierdzają to krakowscy medycy. Dr Krzysztof Czarnobilski, dyrektor do spraw lecznictwa w krakowskim Szpitalu MSWiA.
Nie dopuszczając do siebie choroby kupują różne suplementy diety które obniżają temperaturę i myślą, że dzięki temu będą ciągle pracować - stwierdza.
I dr Lidia Stopyra, ordynator oddziału chorób infekcyjnych i pediatrii Szpitala Żeromskiego.
Część osób nie diagnozuje się. Krąży taka opinia, że osoby młode nie są zagrożone i próbują przetrwać w domu. Zgłaszają się znacznie później, w bardziej zaawansowanym stadium, z większymi zmianami w płucach i takich pacjentów ciężej jest leczyć i wyleczyć - mówi.
Dr Lech Kucharski wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie potwierdza ten trend. Zaznacza, że jest jeszcze za wcześnie na mówienie o tym czy jest on trwały.
To pewnego sytuacja, która nie miała dotąd miejsca. Oczywiście młodzi też chorowali, ale wydaje się, że pojawia się ich więcej. Kulminacji zachorowań jeszcze nie mamy, ale będzie to można ocenić w ciągu najbliższych tygodni - wyjaśnia.
Dr Stopyra przyznaje, że młodzi chorują częściej również przez swoją niefrasobliwość.
Uwolnione po roku lockdownu, czują się bezpiecznie, mamy więcej zaszczepionych. Czują się bezpiecznie i udają się w przestrzeń - informuje.
Wirusolog, dr Paweł Grzesiowski uważa, że istotny wpływ na zachorowalność w młodszej grupie wiekowej ma również obawa przed kwarantanną i jej konsekwencjami.
Unikają urzędowych zasad postępowania z COVID-19 w imię utrzymania aktywności zawodowej. Osoba na kwarantannie nie dostaje 100 proc. wynagrodzenia - przypuszcza.
Nie bez znaczenia jest również fakt wprowadzenia szczepień dla seniorów. I pojawienia się nowych wariantów koronawirusa. Już teraz wiadomo, że brytyjska mutacja odpowiada za ponad 40 procent nowych infekcji. Jest bardziej zakaźna i powoduje szybsze wystąpienie dolegliwości w postaci niewydolności oddechowej.
Lekarze przyznają, że coraz częściej docierają do nich informacje o masowo wypożyczanych koncentratorach tlenu. Ich zdaniem domowa tlenoterapia daje pewne poczucie bezpieczeństwa i pomaga na jakiś czas. Jednak gdy dochodzi do zajęcia znacznych obszarów płuc, to na skuteczne leczenie w szpitalu bywa już za późno.