Prądnik bez śmieci - taki cel postawili sobie mieszkańcy Krakowa, którzy chcą policzyć nielegalne rury ściekowe i dzikie wysypiska wzdłuż rzeki Prądnik po Ojcowski Park Narodowy. Ich zdaniem zaniedbania odbywają się także na lokalnej faunie.
Z brzegu wychodzą rury nieznanego pochodzenia, najprawdopodobniej bez pozwoleń wodnoprawnych, rzeka jest strasznie zaśmiecona, tak nie może być. Chcemy oznaczyć lokalizację odpływów, a następnie przedstawić to odpowiednim instytucjom, takim jak Wody Polskie i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, aby sprawdzili pozwolenia wodnoprawne na wszystkie rury, które znajdziemy i następnie wystąpimy o ich likwidację - mówił Paweł Chodkiewicz, współorganizator akcji.
Aktywiści zwracają uwagę, że w tej rzece odnotowuje się wysokie stężenie bakterii kałowych oraz wiele substancji pochodzenia przemysłowego.
W tej chwili ta rzeka z perspektywy 40-50 lat to pustynia! Jeszcze w latach 70 i 80 było tutaj wiele ryb, fajnych i dużych, a teraz nie, niestety. To aż przykre, że rzeka przepływająca przez centrum miasta jest tak zanieczyszczona - mówili wędkarze.
Problem zanieczyszczenia rzek nie dotyczy wyłącznie rzeki Prądnik. W Krakowie ekolodzy i aktywiści od lat walczą o częstszy monitoring stanu m.in. Rudawy, Dłubni i Wilgi. Jak podali w niedzielny wieczór organizatorzy akcji, sprawdzenie ok. 19 km Prądnika i mniejszych dopływów, przyniosło ponad 100 zgłoszeń podejrzanych rur, wysypisk śmieci czy nieprawidłowo ogrodzonych działek.