Śmierć młodego druha w remizie OSP w Białym Dunajcu. Matka Pawła ujawnia szokujące szczegóły
25-letni Paweł Ziętkowicz w nocy z 1 na 2 sierpnia 2024 roku miał zostać skatowany przez druhów w remizie Ochotniczej Straży Pożarnej w Białym Dunajcu. „Koledzy” mieli pastwić się nad młodym strażakiem przez godzinę. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamery monitoringu. Na oknie remizy, w której rozegrały się szokujące sceny, jak relacjonuje Super Express, można przeczytać wzniosłe hasło o następującej treści: „Bogu na chwałę, ludziom na ratunek”. Natomiast kilka metrów dalej stoi przydrożny krzyż, ukryty w żywopłocie, na którym przymocowane zostało zdjęcie uśmiechniętego Pawła, wykonane przed jego tragiczną śmiercią. W jednostce wciąż służą strażacy, którzy bestialsko skatowali chłopaka. Mężczyźni znali się ze wspólnych zbiórek, akcji czy uroczystości. Wszyscy mieszkali w bliskim sąsiedztwie. Znały się również ich rodziny.
– Tego wieczora Paweł wrócił wcześniej z pracy. Zwykle wracał późno, pracował w pizzerii. Po skończonej pracy trzeba było posprzątać, ale słyszałam, że ktoś do niego dzwonił. Nie wypytywałam syna, bo był dorosły, ale widziałam, że niechętnie odbiera telefon. W końcu wyszedł z domu, około 22. To dzwonili po niego z remizy strażacy, następnego dnia miał być u nas w parafii odpust, straż zawsze uczestniczy w uroczystościach ze sztandarem. Pewnie chcieli ustalić jak następnego dnia ma to wyglądać. Chcieli, by Paweł przywiózł im burgery, choć nasz dom od remizy dzieli może 200, 300 metrów – wspomina w rozmowie z Super Expressem Anna Ziętkowicz.

Jak dowiadujemy się z materiału Super Expressu, matka Pawła podejrzewa, że był to pretekst do wyciągnięcia jej syna z domu. Kobieta dodaje, że chłopak od wielu lat służył jako strażak ochotnik, a swoją przygodę z jednostką rozpoczął w wieku zaledwie 11 lat. Tamtej koszmarnej nocy, około godziny 2:00, jeden z druhów przyprowadził do domu Pawła, a obudzonej wrzaskami matce miał powiedzieć: „Bierz tego ch…”. Ten sam mężczyzna miał brać udział w jego pobiciu.
– Widziałam syna może kilka sekund, bo powiedział, że zostawił w remizie klucze do samochodu i telefon, poszedł po nie. Zdążył powiedzieć, że go pobili w remizie, z nosa ciekła mu krew, mówił nieskładnie – relacjonuje w rozmowie z dziennikarką Super Expressu matka Pawła.
Paweł leżał pod remizą. Jak wynika z opowieści matki, miał zmasakrowaną głowę, na której widoczny był krwiak. Wówczas kobieta zadzwoniła po karetkę, która później przetransportowała go do szpitala w Zakopanem. Jego stan był ciężki, a palcówka nie posiadała sprzętu podtrzymującego życie. Przewieziono go więc do szpitala w Nowym Targu, w którym zmarł 11 sierpnia.
– Lekarze od początku nie dawali nam właściwie żadnych szans, że syn z tego wyjdzie. Paweł przeszedł operację neurochirurgiczną, miał bardzo poważne obrażenia mózgu. Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci był krwiak podtwardówkowy mózgu. Nagrania monitoringu dobrze zarejestrowały to, co działo się tam przed śmiercią Pawła. Na nagraniach widać, jak rosły mężczyzna raz po raz oddaje w kierunku Pawła serie celnych ciosów, w głowę. O wiele drobniejszy Paweł po ich naporem pada. Początkowo próbuje się podnosić, potem, gdy nie jest w stanie, jest podnoszony przez innego rosłego druha, po to by otrzymać kolejną serię ciosów. Widać na nich także kobietę, która zmywa krew Pawła z podłogi. Mimo tak mocnych dowodów prokuratura nie zatrzymuje nikogo, nikt do dziś nie usłyszał żadnych zarzutów, a ci, co bili Pawła nadal są strażakami. Chowałam do grobu moje dziecko z całkowicie roztrzaskaną głową, a teraz próbuje nam się wmówić, że Paweł sam uderzył się o kamień upadając – opowiada Anna Ziętkowicz.
Niemniej szokująca dla rodziny Pawła, okazała się zlecona przez prokuratora opinia biegłego. Według niej młody strażak miał się nieszczęśliwie przewrócić i uderzyć głową o wystający kamień. Wskutek tego upadku na jego głowie miał pojawić się krwiak. Rodzina zaznacza, że chłopak nie wyglądał jakby przewrócił się na kamień, ale na żywopłot, a potem osunął na ziemię. Leżał też na innej stronie, niż ta, na której miał krwiaka. Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa. Jednak nikomu nie postawiono zarzutów. Nikogo też nie aresztowano.