- Krakowskie szopkarstwo jest jedynym szopkarstwem na świecie, które zostało wpisane na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO.
- Pierwszymi twórcami szopek byli budowlańcy i rzemieślnicy, którzy chcieli sobie dorobić w czasie zimy, kolędując po domach. Ich dzieła miały być przede wszystkim atrakcyjne dla dzieci, stąd charakterystyczne kształty i wielobarwność.
- Konkurs Szopek Krakowskich powstał u schyłku, a nie u szczytu popularności tradycji. Kiedyś była to zabawa dla dorosłych, często starszych panów, dziś młode pokolenie przejmuje pałeczkę, zgłaszając setki prac.
- Współcześni szopkarze nie znają ograniczeń. Powstają prace będące komentarzem do wydarzeń społecznych: szopki tęczowe czy szopki z drutem kolczastym symbolizującym sytuację na granicy polsko-białoruskiej.
- Czy szopkarstwo może być dochodowe? „Jeśli przyjmiemy, że praca nad wygraną szopką konkursową trwa nawet 1000 godzin i weźmiemy stawkę standardową, minimalną za godzinę, to szopka konkursowa kosztowałaby 55 tysięcy. Nikt nigdy nie dał tyle nawet za duże szopki" – tłumaczy szopkarz Filip Fotomajczyk.
Krakowskie szopki na liście UNESCO. Kiedy zaczęła się ich historia?
„To ewenement, to fenomen na skalę światową” – tak mówi się o krakowskich szopkach. Na czym ten ewenement właściwie polega? Czy w innych krajach też mamy do czynienia z szopkarstwem?
Filip Fotomajczyk, krakowski szopkarz prowadzący warsztaty szopkarskie: Mówimy o ewenemencie na skalę światową, dlatego, że szopkarstwo jako zjawisko znalazło się w 2018 r. na Liście Reprezentatywnej Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. To był pierwszy polski wpis i pierwsze szopkarstwo z całego świata wpisane na tę listę. Jak do tej pory jedyne. Natomiast szopki wykonuje się na całym świecie, bo tradycja ich budowania sięga wieków średnich i św. Franciszka, który wymyślił, że dobrze byłoby poza żłóbkiem czy świętą rodziną przedstawić całą opowieść dotyczącą narodzin Jezusa. On w XIII w. zbudował pierwszą szopkę i właśnie wraz z ruchem franciszkańskim rozniósł się pomysł, żeby wykonywać je w różnych kościołach. Faktem jest jednak, że nigdzie na świecie te szopki nie wyglądają tak jak w Krakowie.
Przybliżmy historię krakowskich szopek. Kiedy to wszystko się zaczęło? Jakie są wyznaczniki tej szopki i czy na przestrzeni lat ona się w jakiś sposób zmieniała?
W XVIII w. zakazano umieszczania wystawnych szopek w kościołach, ponieważ przytłaczały one swoją wielkością samą scenę Bożego Narodzenia. To wtedy kolędnicy zaczęli chodzić z szopkami. Często wzorowano je na jakimś lokalnym budynku, ale w połowie XIX w. jedynie rzemieślnicy i budowlańcy spod Krakowa zaczęli upodabniać swoje szopki do jego architektury. W okresie zimowym chcieli sobie dorobić, stąd tworzyli spontanicznie grupy kolędnicze. Szopki pełniły funkcję przenośnych teatrzyków, w których świętą rodzinę umieszczano na pierwszym piętrze, a na parterze przygotowywano przestrzeń dla figurek grających w przedstawieniu jasełkowym. Tych kolędników można było spotkać na Rynku Głównym i zaprosić do swojego domu. Szopka miała olśnić najmłodszych, więc była więc kolorowa, symetryczna, pełna ozdób. Najpierw szopki były malowane, potem zaczęto je ozdabiać kolorowymi foliami i na tej zasadzie wytworzyła się ta tradycyjna szopka krakowska. Za twórcę tzw. szopki-matki uznaje się Michała Ezenekiera z Krowodrzy. Obecnie znajduje się ona w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Ma około 2,2 metra wysokości i wyróżnia się przepiękną architekturą. Po jej bokach znajdują się dwie wieże mariackie (które nie są jednak odwzorowane 1:1), natomiast pośrodku jest taka baniasta cebula barokowa, taki hełm wieży, którego w Krakowie nigdy nie spotkamy. Mamy więc do czynienia z jakąś fantazją, bajką na temat miasta.
Ta szopka-matka powstała około 1900 r., natomiast mniej więcej dwie dekady później szopki tracą na popularności. W dwudziestoleciu międzywojennym pojawiają się inne rozrywki, w tym kino. Wówczas powstaje inicjatywa Jerzego Dobrzyckiego, dziś powiedzielibyśmy aktywisty miejskiego, żeby podtrzymać tradycję szopek i zorganizować konkurs.
Filip Fotomajczyk i jego szopka zbudowana dla Politechniki Krakowskiej, fot: Michał Pierewicz / Politechnika Krakowska
Czyli konkurs powstał, żeby podtrzymać tradycję, która już znikała, umierała? Pomysł zrodził się nie w momencie największej popularności, świetności szopek, a u ich schyłku?
Tak, tradycja się trochę wypalała, ale jeszcze istnieli szopkarze, od których można było kupić szopkę, żeby postawić sobie ją na kominku czy położyć pod choinką. To byli twórcy ludowi, więc na pewno nie brali jakiś wielkich stawek jak rzemieślnicy wykonujący rzemiosło artystyczne. Chociaż w tamtych czasach to trochę się zacierało – to kogo można było nazywać prawdziwym artystą, a kogo tylko rzemieślnikiem. Natomiast nie mamy pełnych danych na ten temat, bo nikt nie prowadził takich badań .
Ewolucja szopki krakowskiej. Od jasełek do konkursu
Wracając do konkursu: kiedy udało się zorganizować pierwszą edycję?
Po raz pierwszy konkurs został zorganizowany w 1937 r. i bardzo dobrze się udał. W 1938 r. został powtórzony, a potem mieliśmy przerwę do 1945 r. ze względu na II wojnę światową. Rok później powstaje Muzeum Historyczne Miasta Krakowa wytworzone z innych instytucji miejskich. Dyrektorem zostaje Jerzy Dobrzycki i jako inicjator konkursu przejmuje nad nim opiekę i wtedy wytwarza się zupełnie inny typ szopki. Nie jest wykonywana, żeby odgrywać przedstawienia dla dzieci, tylko robi się ją już specjalnie na konkurs. Stąd znika proscenium dla figurek czy laleczek. Wszystkie piętra są w pełni wykończone. Szopka staje się taką na poły pracą modelarską, na poły artystycznym wyrazem. Tak jak grupy kolędnicze wcześniej ze sobą konkurowały o odbiorcę, teraz wszyscy konkurują o nagrody, a są one zazwyczaj wysokie. Przed wojną było to kilkaset złotych, co było wysoką kwotą w tamtych czasach. Szopek było zgłaszanych dużo i ich poziom z roku na rok się bardzo podnosił.
W formułę konkursu wpisana jest rywalizacja. Jak wygląda zatem kwestia przekazywania tradycji?
Myślę, że od zawsze w szopkarstwo była wpisana rywalizacja, bo na początku była to konkurencja między grupami kolędniczymi. Każdy chciał zarobić dobrze w tym okresie przestoju budowlanego. Konkurowano, więc kto miał najbardziej wymyślne stroje, kto najlepiej śpiewał i kto miał najlepszą szopkę. Wspomniany Michał Ezenekier podobno miał najlepszą, dlatego był najczęściej zapraszany i najlepiej opłacany. Na tej samej zasadzie od początku była rywalizacja pomiędzy szopkarzami wykonującymi szopki na konkurs, więc bardzo ukrywali swoje sposoby jakimi szopki się robi. Natomiast zachowywano na pewno ciągłość pokoleń, jeśli chodzi o przekazywanie wiedzy. Było wiele rodów szopkarskich. Słynny przykład rodziny Malików, których protoplasta jeszcze w XIX w. miał jedną z trup kolędniczych, później uczył swoje dzieci, pokazywał, jak wykonuje się szopki, wnukom. Do dzisiaj Malikowie startują w konkursach, zdobywają nagrody.
Szopkarstwo nigdy było natomiast powszechnym hobby. Zawsze to było kilkadziesiąt osób, które te szopki przygotowywało, tak jak było kilkadziesiąt osób w grupach kolędniczych. Kiedyś była to zabawa dla dorosłych, często dla starszych panów, którzy na emeryturze godziny wolne wypełniali robieniem szopek. Dzisiaj na konkurs zgłoszonych mamy setki szopek wykonywanych przez dzieci, młodzież, grupy szkolne, rodziny. Wierzę w to mocno, bo sam prowadzę w Muzeum Krakowa warsztaty mistrzowskie dla młodych szopkarek i szopkarzy, że idziemy bardziej w ducha współzawodnictwa niż rywalizacji, wspólnego dążenia do jednego celu i przyjemności z tego, żeby wykonywać szopki. Bo – powiedzmy sobie szczerze – na pewno szopkarstwo nie jest opłacalne.
Szopka secesyjna Filipa Fotomajczyka, fot. Jakub Zawadziński
Szopkarstwo jako zajęcie zarobkowe? „Mówimy o kwotach kilku, kilkunastu tysięcy”
Czy na szopkach można w ogóle zarobić?
Konkurs szopek opiera się na nagrodach pieniężnych i tak było od samego początku, ale na szopkę też dużo pieniędzy trzeba wydać. Bo mamy te wszystkie materiały: drewno, karton, staniol, elementy ruchome, oświetlenie itd. Jeśli chodzi o dużą szopkę, to między 2–4 tysiące złotych trzeba zainwestować, żeby ją zbudować. Zatem gdy dostaje się nagrodę, to jest zwrot kosztów materiałów i jakiś bonus, ale na pewno w tym sensie szopki się nie opłaca budować. Jeśli przyjmiemy, że praca nad szopką trwa 1000 godzin i weźmiemy stawkę standardową, minimalną za godzinę, to szopka konkursowa kosztowałaby 55 tysięcy. Nikt nigdy nie dał tyle nawet za duże szopki, bo takim limitem jest około dwudziestu kilku tysięcy. Natomiast w większości przypadków mówimy o kwotach kilku, kilkunastu tysięcy – tyle wynosi wysokość nagród w konkursie w zależności od kategorii. Później, jeżeli się taką szopkę jeszcze sprzeda, to można sobie zrekompensować gdzieś połowę przepracowanych godzin. Bardzo dużo szopkarzy sprzedaje swoje prace, zbiera je muzeum, ale też indywidualni kolekcjonerzy z kraju lub zagranicy. Często doświadczeni szopkarze mają też swoich kupców.
Szopka inspirowana budynkami Teodora Talowskiego wykonana przez Filipa Fotomajczyka
Współczesne szopkarstwo? „Ja nie mam absolutnie żadnych hamulców”
Jak zaczęła się Twoja przygoda z szopkarstwem? Nie jest tajemnicą, że pochodzisz z rodziny bez takich tradycji.
Kiedy miałem 13 lat, moja ciocia Lucyna, która pracowała w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, powiedziała mi o szopkach i zachęciła, żebym spróbował. Zaprowadziła mnie do szopkarza, który dał mi trochę materiałów i tak skleciłem swoją pierwszą szopkę na konkurs. Nie zdobyłem żadnej nagrody, więc poczułem się rozgoryczony i rozebrałem ją, a w następnym roku złożyłem z niej nową, lepszą, o trochę innych proporcjach. Jak drugi raz wystąpiłem, to zdobyłem już jakieś wyróżnienie i tak to się zaczęło. Robienie szopek pasowało do mojego profilu zainteresowań, bo od zawsze interesowałem się Krakowem. Byłem tym typem dziecka, który zamiast "Harry'ego Pottera" czytało "Dzieje Krakowa". Jak poznałem kiedyś Jerzego Wyrozumskiego, to było dla mnie jak spotkanie J. K. Rowling. Poza tym od tego trzynastego roku życia chodziłem do ogólnokształcącej szkoły muzycznej, więc te szopki były dla mnie pewnego rodzaju odskocznią.
Czy od czasu, kiedy wziąłeś udział po raz pierwszy w konkursie, zdarzyło Ci się chociaż raz odpuścić? Czy brałeś udział w każdej edycji?
W zeszłym roku nie wziąłem udziału w konkursie, ponieważ wśród aktywności zawodowych, które notabene skupiają się wokół popularyzacji szopkarstwa, nie znalazłem na to czasu. Dostałem jednak zamówienie z Muzeum Krakowa na przygotowanie szopki dla niewidomych i niewidzących. Zazwyczaj szopki są z nietrwałych materiałów, a ja przygotowałem taką permanentną, głównie z drewna wyciętego tak, żeby można poczuć wzory, żłobienia. Z kolei rok wcześniej, w 2022 r. zgłosiłem szopkę na konkurs, ale nie została ona zakwalifikowana. Przygotowałem wtedy instalację w formie junk-artowej. Ustawiłem różnego rodzaju elementy, które kojarzą się z problemami społecznymi w Polsce – m.in. tarczę policyjną, plastikowy znicz, tęczowy parasol, wieszak, misia uchodźcy, kostkę brukową, piuskę biskupią – i rzuciłem w ten sposób światło, że one tworzyły razem cień szopki. Inni szopkarze byli absolutnie zachwyceni tym pomysłem, nawet ci najbardziej doświadczeni starsi twórcy. Między innymi po tej instalacji jury wprowadziło kategorię szopki OFF.
Szopka "z cienia" - przykład junk art, praca Filipa Fotomajczyka
Jak wygląda u Ciebie proces twórczy? W każdym roku stajesz przed białą kartką i po prostu działasz? Czy są jednak jakieś motywy, do których lubisz wracać?
Przede wszystkim nigdy mi się nie podobało to, jak szopkarze wytwarzają już swój styl i potem co roku wykonują podobną szopkę. Ja lubię wyzwania, lubię przy okazji tworzenia szopki czegoś się nauczyć, nie tylko stworzyć nowy projekt, ale też czymś się zainteresować. W 2016 r. zrobiłem szopkę na podstawie twórczości architekta Teodora Talowskiego. Przeczytałem mnóstwo książek dotyczących architektury jego czasów, odkrywałem kamienice, które zaprojektował w Krakowie, szukałem jego budynków także w całej Galicji. To była dla mnie jakieś wyzwanie. Innym było też stworzenie szopki secesyjnej, w której znalazły się witraże Wyspiańskiego z prezbiterium kościoła Franciszkanów o wysokości 2 centymetrów. Mam też na swoim koncie szopkę modernistyczną, zaprojektowaną na podstawie prac Adolfa Szyszko-Bohusza.
Czy zdarzyło Ci się, że wpadłeś na jakiś pomysł, ale na przykład uznałeś go za bardzo kontrowersyjny, taki nieprzystający do tradycji szopki? Coś, co wpadło Ci do głowy, ale odrzuciłeś, bo pomyślałeś, że „to nie wypada”?
Powiem tak: ja nie mam absolutnie żadnych hamulców, więc jeżeli wpadam na taki pomysł, to tym bardziej chcę go zrealizować. W związku z tym w 2021 roku zrobiłem szopkę miniaturową o tęczowych barwach. Miał być to komentarz do problemu homofobii w Polsce. Na spodzie szopki zapisałem „J'Accuse” (fr. oskarżam) co było takim nawiązaniem do Zoli i do sytuacji z Dreyfusem na przełomie XIX–XX wieku we Francji. Poza tym szopka owinięta była drutem kolczastym, co miało nawiązywać do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Była to bardzo kontrowersyjna praca.
Szopka tęczowa na Rynku Głównym, foto: Stanisław Łuczak
Dostała nagrodę?
Dostała wyróżnienie dyrektora muzeum za publicystyczny komentarz do rzeczywistości. Bo ten polityczny aspekt w szopkach był od zawsze. Myślę, odkąd Zielony Balonik (przyp. red. – pierwszy polski kabaret literacki działający w Krakowie na początku XX w.), zamówił szopkę dla siebie i robił tam przedstawienia, to od tamtej pory ten element w szopce się regularnie pojawia. Ja postanowiłem to w jakiś sposób wyeksponować. Ta szopka tęczowa wzbudziła spore kontrowersje. Zresztą rok później, gdy dostałem zamówienie na zbudowanie kolejnej szopki do przestrzeni miasta, zdecydowałem się wykorzystać właśnie ten sam motyw. Zrobiłem wtedy bardzo tradycyjną szopkę w stylu ezenekierowskim z wieżami mariackimi, z taką bulwiastą barokową wieżą pośrodku. Figurki nawiązują do oryginalnych czternastowiecznych figurek z kościoła Klarysek, ale szopka jest tęczowa. Miała wspierać osoby LGBT+ i być takim krakowskim tradycyjnym symbolem łączącym właśnie współczesną tematykę i problematykę społeczną z tradycyjną formą. Jestem dumny, bo w tym roku szopka stoi na Rynku Głównym.
Kto może zostać szopkarzem? Kulisy pracy i warsztatu
Czy każdy może zostać szopkarką lub szopkarzem? Czy trzeba mieć do tego jakieś specjalne zdolności? Myślę, że trzeba mieć jakieś predyspozycje i zdolności plastyczne. Szopki wymagają dużej precyzji, ale z drugiej strony szopka nie musi być idealnie wycyzelowana, żeby mieć radość z jej robienia. Tu bardziej potrzebna jest cierpliwość, żeby tym nie rzucić po paru godzinach. Ja polecam każdemu spróbować. Warto sięgnąć po album z szopkami albo książkę Wiesława Barczewskiego Szczypta iluzji, trochę kleju, w której jest opisany krok po kroku proces robienia szopki. Można do tego zabrać się niekonieczne samemu, ale np. z rodziną czy ze znajomi. To może być przyjemna świąteczna zabawa, trochę bardziej rozbudowana niż klejenie pierogów.
Z wizytą w pracowni krakowskiego szopkarza Filipa Fotomajczyka
Czy na początku dobrym pomysłem jest odwzorowywanie innych szopek?
Według mnie to jest jedyny i słuszny sposób na robienie szopek, czyli takie podejście jak w dawnym stylu artystycznym. Kiedyś w warsztatach, jak ktoś był czeladnikiem, uczył się od mistrza, kopiował tego mistrza. I na tej samej zasadzie, ja zresztą bardzo wszystkim polecam, żeby kupić sobie właśnie album z szopkami i kopiować dawne prace.
Z czego się robi szopkę? Jakie są takie podstawowe rzeczy, które trzeba mieć?
Trudność w szopkarstwie polega na tym, trzeba wszystko zrobić od początku do końca samemu, czyli zaprojektować tę szopkę, później wymyślić kolory i rozłożenie mechanizmów (jeżeli chcemy, żeby coś się kręciło albo świeciło). Potem wszystkie elementy trzeba wykonać od zera. Najlepiej zaprojektować szopkę 1:1 i później odwzorowywać każdy kolejny segment. Na początku warto zacząć oczywiście od szopek małych lub średnich. Jeśli chodzi o materiały trzeba zaopatrzyć się w tekturę modelarską, dobry klej introligatorski i w tradycyjne materiały do ozdabiania szopki np. staniol (czyli folię cynową tudzież folię aluminiową). Jeśli chodzi o narzędzia, to trzeba mieć oczywiście zwykłe nożyczki, przydadzą się też nożyczki do paznokci, nożyki różnej grubości. Przy tworzeniu szopki używa się też np. pił czy laserów. Wszystko zależy od umiejętności danego twórcy.
Czyli wykorzystanie nowoczesnych technologii jest dozwolone. A co z używaniem gotowych elementów w szopce? Czy w czasie konkursu jest to brane pod uwagę?
W regulaminie konkursu jest zapis, że wszystkie detale i elementy powinny być wykonywane ręcznie. Natomiast wielu szopkarzy kupuje gotowe figurki i pasmanterie. Zdarza się często, że ich szopki dostają nagrody czy zajmują wysokie lokaty. Trudno zatem powiedzieć, o co chodzi jury konkursowemu, skoro nie trzymają się tak naprawdę własnych zasad, a to przecież ono kształtuje obraz współczesnych szopek. Ja jestem zwolennikiem własnoręcznie wykonywanych figurek i detali. Najbardziej tradycyjna szopka będzie wykonana od początku do końca właśnie w ten sposób.