Problem zadłużenia Szpitala Miejskiego Specjalistycznego imienia Gabriela Narutowicza w Krakowie ciągnie się od miesięcy. Pod koniec 2024 roku wynosiło ono ponad 130 milionów złotych. W tym roku audyt w szpitalu wykazał, że zadłużenie może wynosić nawet 160 milionów złotych. Miasto nie zgodziło się udzielić placówce kolejnej pożyczki na 25 milionów złotych, ponieważ szpital nie zaprezentował satysfakcjonującego planu naprawczego. W lipcu tego roku Prezydent Krakowa zdecydował o odwołaniu Marioli Marchewki ze stanowiska dyrektora. Funkcję pełni obecnie doktor Anna Tylek, a najpewniej do końca roku poznamy nazwisko nowego szefa placówki, bo będzie rozpisany konkurs na to stanowisko. Na razie szpital pracuje nad planem naprawczym, który według informacji od Wiceprezydenta Stanisława Kracika ma zakładać fuzję między należącymi do miasta szpitalami Narutowicza i Żeromskiego.
Dyrektorzy obu placówek się już spotkali. Tak dawno już powinno być. Obydwie placówki to szpitale wieloprofilowe w standardzie powiatowym. Fuzja często dotyczy placówek właśnie na tym poziomie. Nie zwalnia to jednak miasta z pomocy szpitalowi. Do analizy należą na przykład porodówki w jednym i w drugim szpitalu. One razem mają mniej pacjentów niż ta porodówka w Ujastku. W związku z tym szpitale muszą się porozumieć, w której z tych placówek porodówka powinna zostać, bo utrzymywanie obydwóch jest zupełną niegospodarnością w aktualnej sytuacji demograficznej. 15 października poznamy plan naprawczy szpitala Narutowicza. Pracuje nad nim też firma zewnętrzna. To są audytorzy, który na zlecenie miasta już kiedyś badali sytuację szpitala. Nasza spółka Wodociągów Miasta Krakowa zdecydowała się sfinansować tę pomoc, więc to nie szpital płaci za zrobienie tego planu. Z kolei inna spółka dofinansuje elektroniczne systemy do rejestrowania czasu pracy. Kosztują one około 40 tysięcy złotych. Lekarze w Narutowiczu mają wysokie stawki godzinowe, zwłaszcza ci pracujący na umowach B2B, a mamy sygnały, że niekoniecznie zawsze przebywają w szpitalu. To też jest jakieś uszczelnianie kosztów - mówi Stanisław Kracik, Wiceprezydent Krakowa w rozmowie z naszą reporterką Ulą Bienią-Niesyczyńską.
Wcześniej w mediach pojawiała się informacja, że szpital Narutowicza ma zostać połączony ze szpitalem Wojskowym w Krakowie. Według Grażyny Gaj - Przewodniczącej Organizacji Międzyzakładowej Pielęgniarek i Położnych Szpitala w Olkuszu, która opieką obejmuje pielęgniarki ze szpitala Narutowicza - "to byłby lepszy pomysł".
Wcale by to nie było głupie. Byłby szacunek i jakieś mądre działanie. Ja sama obecnie pracuję w szpitalu, który został przekształcony i jest lepiej niż było. Nie ma zadłużenia, realizowana jest ustawa, mamy fundusz socjalny, nie ma problemów. Czy miasto Kraków odda szpital Narutowicza? Nie wiem. Może urzędnicy włożą takie środki w plan naprawczy, że uda im się wyciągnąć tę placówkę z długów. Gdyby Narutowicza przejęło wojsko, to podejrzewam, że centralnie pieniądze na pokrycie tego zadłużenia by się znalazły. Szpital mógłby zacząć wszystko od początku - twierdzi Grażyna Gaj.
Miasto podkreśla, że nie będzie się sprzeciwiać połączeniu szpitala Narutowicza z Wojskowym, jeśli decyzja zapadnie na poziomie ustawowym. Wiceprezydent Kracik dodaje, że zwolnień nie będzie, ale przenosiny pracowników szpitala w obrębie jednostki są zgodne z prawem.
Likwidacja oddziałów to nie jest taka prosta sprawa, ponieważ szpitale mają swoją kategorię. NFZ wydał zgodę na to, żeby móc przebudowywać kontrakt. Chodzi o to, aby szpital pracował w sposób adekwatny do potrzeb i do rynku. Nie chodzi nam od razu o likwidację, ale o taką współpracę, aby w placówkach było to, co pacjentom jest potrzebne, a z drugiej strony, żeby nie wydawać pieniędzy bez sensu na przykład tam, gdzie tych pacjentów nie ma. Trudno też nie skorzystać z ustawowej możliwości przenosin w obrębie jednostki. Pielęgniarki i lekarze są zatrudnieni w szpitalu, a nie na oddziale. Nie ma mowy o zwolnieniach. Zresztą mówimy o deficytowym rynku pracy, jakim jest opieka pielęgniarska i lekarska, więc nie ma się czego obawiać - mówi Kracik.
Na adres naszej redakcji dotarł anonimowy list, podpisany jako od pracowników Szpitala Miejskiego Specjalistycznego imienia Gabriela Narutowicza, krytykujący działania pełniącej obowiązki dyrektora doktor Anny Tylek. Autorzy punktują w nim kwestie między innymi: braku wypłacania podwyżek wynagrodzenia minimalnego, które weszły ustawowo od 1 lipca 2025 roku, przymusowe rotacje personelu pielęgniarskiego pomiędzy oddziałami oraz brak szacunku w komunikacji z personelem. Otrzymał go także Małopolski Region Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Rzeczywiście ten list do nas dotarł. Jeśli mówimy o wynagrodzeniach i uznawaniu kwalifikacji pielęgniarek, to to jest problem, który w tym szpitalu ciągnie się od lat. To jest problem zastany przez zarówno byłą dyrektor Marchewkę, jak i obecną dyrektor Tylek. List jest długi, porusza wiele kwestii. Trudno jest odnosić się do anonimowego pisma, nie mając póki co wersji drugiej strony. Moim zdaniem pierwszą decyzją dyrektora powinno być uznanie kwalifikacji i wyprostowanie problemów organizacyjnych oraz braków kadrowych. Zdarzają się pojedyncze dyżury, bo pielęgniarek jest mało. Co do sposobu komunikacji to nie chcę komentować, bo każdy ma inną wrażliwość, a ja osobiście nie byłam świadkiem rozmowy, która przekraczałaby granice. Jeśli pracownicy zwracają się z takim pismem do nas lub do mediów to możliwe, że ich granica została przekroczona. My jako związek będziemy analizować tę sprawę i rozmawiać z pielęgniarkami. Jeśli takie głosy o niewłaściwej komunikacji i zachowaniu pani dyrektor się potwierdzą, to zwrócimy się do miasta o interwencję. Żadna, nawet najgorsza sytuacja finansowa nie usprawiedliwia braku szacunku w komunikacji z drugim człowiekiem. Mam nadzieję, że to jest kwestia jakiegoś niezrozumienia, a nie złych intencji - mówi Agata Kaczmarczyk, Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Regionu Małopolskiego.
Wysłaliśmy do szpitala Narutowicza mailowe zapytanie z prośbą o komentarz i czekamy na odpowiedź. Według informacji pozyskanej z sekretariatu placówki, najpewniej w przyszłym tygodniu uda nam się porozmawiać z dyrekcją. Do tematu będziemy więc jeszcze wracać, a artykuł będzie aktualizowany.