Arabowie w Zakopanem coraz liczniejsi. Chętnie wybierają długie pobyty
Podhale przeżywa obecnie prawdziwe oblężenie turystów i turystek. W szczycie sezonu na Krupówkach, czy popularnych tatrzańskich szlakach górskich trudno wcisnąć szpilkę. Dochodzi do takich sytuacji, że amatorzy pieszych wędrówek muszą stać w kolejkach, aby wejść na niektóre szczyty. Bardzo dużo w tym czasie także pojawia się turystów z Półwyspu Arabskiego. Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej nie ukrywa, że egzotyczni goście chętnie przyjeżdżają nawet na dwa tygodnie, gdzie Polki i Polacy jadą w Tatry na tzw. city breaki, czyli kilkudniowe wyjazdy. Arabowie chętnie także kupują pamiątki wydają pieniądze na jedzenie na mieście, czego nie można powiedzieć o naszych rodakach.
— Według naszych danych Polacy w tegoroczne wakacje decydują się spędzić w Zakopanem 4,1 dnia. Oni ponad 14 dni. Polscy turyści przyjeżdżają w grupach, liczących ok. 2,7 osoby, oni z kolei 7,8 osoby. Polak ma tendencję do niewydawania na mieście, oni wręcz przeciwnie. Kupują wszystko, co się da, od prezentów przez stroje czy pamiątki góralskie — powiedział Karol Wagner w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Arabowie w Zakopanem masowo wykupują dwa produkty
Goście z Półwyspu Arabskiego zdecydowanie bardziej niż Polacy nie oszczędzają podczas wakacji. Karol Wagner nie ukrywa, że na Podhalu wykupują wszelkiego rodzaju pamiątki i nie oszczędzają na jedzeniu w restauracjach. Co ciekawe, szczególnie upodobali sobie dwa produkty, których poszukują w sklepach z pamiątkami. Chodzi o miód pitny oraz cukierki krówki. Eksperci przyznają, że Arabowie potrafią wydać nawet kilkaset złotych na te przysmaki. Nie wszyscy jednak są skorzy do beztroskiego wydawania pieniędzy. Turyści z krajów arabskich, którzy są mniej ortodoksyjni, zazwyczaj zwracają większą uwagę na to, ile płacą.
— Paradoksalnie, im bardziej są ekonomiczni, tym są też mniej ortodoksyjni, zarówno w kulturze, jak i w wierze. Są bardziej otwarci na gastronomię podhalańską, nawet jeśli nie spełnia wymogów "testu", no bo "testując", nie konsumujemy, a tym samym nie jesteśmy w grzechu — dodał Karol Wagner w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".