Ekolodzy nie wierzą oni w powtarzające się zapewnienia Zarządu Zieleni Miejskiej, że rewitalizacja nie wpłynie negatywnie na przyrodę uroczyska.
Nie pasuje mi tworzenie nowych ścieżek w miejscu, w którym te już istnieją. Przecież trzeba zwieźć materiał i wjechać do lasu z maszynami budowlanymi. Istnieje więc spore ryzyko, że w czasie układania tej nawierzchni zostanie uszkodzony system korzeniowy drzew - wyjaśnia Mariusz Waszkiewicz z Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody.
Ekolog ma również zastrzeżenia do ustawiania w lesie koszy na śmieci i ławek. Jego zdaniem, istnieje ryzyko, że kubły nie będą opróżniane z należytą częstotliwością, co będzie zachętą do ich penetracji przez dziko żyjące zwierzęta, a ludzka dieta nie jest dla nich najodpowiedniejsza.
Aleksandra Mikolaszek z Zarządu Zieleni Miejskiej zapewnia, że drzewa nie ucierpią przy modernizacji. Podkreśla, że działania ZZM mają umożliwić korzystanie z lasu osobom, które dotychczas mogły mieć z tym problem.
Takie zagospodarowanie lasu pozwala na pełne wykorzystanie terenu, mówimy o rodzinach z dziećmi, starszych czy niepełnosprawnych, którzy w bardzo dzikim lesie nie mają takiej możliwości - stwierdza.
Dodaje, że w związku kosztującą ćwierć miliona złotych rewitalizacją nie są planowane żadne wycinki drzew, ani też krzewów. A ustawienie koszy na śmieci czy ławek jest koniecznością, bo ich brak - jak pokazuje przykład Lasu Łęgowskiego sprzed rewitalizacji - oznacza tony odpadów rzucanych przez spacerowiczów gdzie popadnie.
Mała liczba ławek i koszy temu miejsca nie zaszkodzi. To nie będzie wyglądało tak, jak na Błoniach. Przed rewitalizacją mieliśmy bardzo smutne obrazy walających się w Lesie Łęgowskim śmieci - wyjaśnia.
Miasto przejęło 15 hektarowy fragment Lasu Borkowskiego w 2019 roku. Rodzina Ziobrowskich otrzymała zań szesnaście milionów złotych.