Francesco Nullo walczył o niepodległość Polski. Poległ w niewielkiej małopolskiej wsi
Walka narodowowyzwoleńcza to szczególny okres w dziejach Polski. Od 1772 roku Polacy przez setki lat walczyli o wolność, którą ostatecznie udało się odzyskać w 1918 roku. W szeregach armii polskiej walczyli nie tylko rodacy, ale i przybysze zza granicy. Jednym z najsłynniejszych był pochodzący Francesco Nullo, włoski żołnierz walczący dla idei zjednoczenia Włoch i niepodległości Polski. Zacznijmy jednak od początku. Francesco Nullo urodził się 1 marca 1826 roku w Bergamo, w dobrze sytuowanej rodzinie. Jego przeznaczeniem okazał się mundur. Już w 1848 roku, w wieku 22 lat wziął udział w zwycięskim, antyaustriackim powstaniu w Mediolanie, po czym przedostał się do Rzymu, gdzie walczył z Francuzami. Aresztowano go w 1849 roku, jako podejrzanego o udział w rebelii, jednak w wyniku odwołania szybko wyszedł na wolność.
W 1859 roku Nullo znów trafił pod rozkazy słynnego Giuseppe Garibaldiego, walcząc w wojnie sardyńsko-austriackiej, wygranej przez siły francusko-sardyńskie. Z kolei w 1860 roku wziął udział w tzw. wyprawie sycylijskiej, w wyniku której w ciągu czterech miesięcy Garibaldi podporządkował sobie Królestwo Obojga Sycylii, stając się panem południowych Włoch. W czasie wojny tej Nullo doznał druzgocącej klęski w bitwie pod Pettorano – podaje Sandro Spallone w publikacji „Una brutta pagina de storia”. Mimo tego faktu został awansowany na pułkownika kawalerii. Dwa lata później Francesco Nullo wziął udział w organizowaniu wyprawy na Rzym, której celem było Państwo Kościelne. W niedługim czasie doszło do bitwy żołnierzy Garibaldiego z wojskami królewskimi (pod Aspromonte), gdzie Nullo musiał uznać wyższość nieprzyjaciół, w wyniku czego trafił do więzienia, z którego wyszedł na wolność po kilku tygodniach.

W 1863 roku Francesco Nullo prowadził rodzinny interes. Dowiedział się także o wybuchu powstania styczniowego w Polsce. Żołnierze Garibaldiego liczyli się z możliwością wszczęcia podobnej walki na Węgrzech, planując powstanie w Wenecji Euganejskiej – podaje Giuliana Donata Petteni w publikacji „Francesco Nullo”.
Nullo ruszył więc do Polski, do której dostał się pociągiem przez Wiedeń, trafiając do Krakowa. Na miejscu skontaktował się z pułkownikiem Józefem Miniewskim. Już 3 maja Francesco Nullo przekroczył granicę rosyjską na czele oddziału włosko-francusko-polskiego (pod Krzeszowicami). Dwa dni później, około 500-osobową kolumnę zaatakowały wojska rosyjskie – podaje Petteni. Bój ten przeszedł do historii jako bitwa pod Krzykawką. W wyniku kilkugodzinnej wymiany ognia Nullo otrzymał śmiertelny postrzał, w wyniku którego ostatecznie zmarł.
Co ciekawe, Francesco Nullo nie był jedynym włoskim żołnierzem poległym w obronie Polski. Śmierć z rąk rosyjskiego okupanta poniósł także 24-letni Elia Marchetti, adiutant Francesco Nullo. Jak czytamy w publikacji „Włoska Małopolska”, autorstwa Katarzyny Siwiec, Mieczysława Czumy i Leszka Mazana, Marchetti w czasie bitwy został ranny w pierś. Zmarł 7 maja w mieszkaniu notariusza Apollinarego Horwatha w Chrzanowie. Jego śmierć nie przeszła jednak bez echa.
[…] przy pogrzebie zgromadziło się bardzo licznie wszystko duchowieństwo i obywatelstwo z kilkumilowej okolicy, całe miasto wraz z Żydami. Wieko trumny wieńcami okryte, zdjęte, niosły kobiety, a trumnę otwartą na przemian: młodzież, Żydzi, chłopi i mieszczanie. Głowa zmarłego z trumny wystająca, wieńcem laurowym otoczona, twarz prześlicznych włoskich rysów ze znamieniem boleści, zdawała się skarżyć, że tak wcześnie i przed dopięciem celu zamierzonego zgasła. Ta odsłonięta trumna sprawiła widok nader przejmujący. Kondukt rozpoczynało 60 dziewcząt w bieli, za nimi niesiono chorągwie i tysiące świateł jarzących. Uderzającym i porywającym był nieprzeliczony tłum ludzi i serdeczny udział Żydów. Cmentarz zaledwie wszystkich pomieścił; lament ogólny, suchego oka nie było. Trumnę jednym wieńcem ozdobioną złożono w grób i już częściowo przysypano, kiedy kobiety wydobyły ją jeszcze ze ziemi i zdarłszy kwiaty, z czcią tym ostatnim wieńcem rozdzielały się wśród płaczu i boleści […] – czytamy w przytoczonej publikacji.