Proces w tej sprawie ruszył w środę przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Jan P. przyznał się do zarzucanego mu czynu.
Wcześniej wskazał, że postąpił tak, bo bardzo chciał wziąć udział w rozgrywkach. "Nie chciałem ujawniać kolegom faktu zarażenia, bo by mnie odrzucili. Po meczu miałem wszystko wyjaśnić; podobno w jego trakcie ktoś chodził po trybunach i rozgłaszał, że jestem zarażony" - wskazał w odczytanych wyjaśnieniach. Jak doprecyzował, po meczu wrócił do mieszkania i położył się spać; przez policję zatrzymany został dopiero w nocy.
Ponadto relacjonował, że badania na obecność wirusa SARS-CoV-2 wykonał prywatnie, ponieważ gorzej się poczuł. Wynik, jak zapewnił, otrzymał drogą elektroniczną; następnie odebrał SMS-a z informacją, że został objęty kwarantanną.
"Nie do końca rozumiałem, co to znaczy, nie podjąłem żadnych kroków, żeby się tego dowiedzieć. Nie wiedziałem, jak mam się zachować" - podkreślił piłkarz. "Jestem załamany. Zachowałem się jak idiota. Naraziłem wiele osób, moich znajomych, na zakażenie" - przyznał.
W kolejnych wyjaśnieniach oskarżony wskazywał, że podczas kwarantanny przebywał w domu i nie wie, co skłoniło go do złamania jej zasad.
"Chciałem być liderem drużyny i być obecny. Nie rozumiem, czemu to zrobiłem, nie jestem w stanie tego wyjaśnić; to jest nie do wyjaśnienia" - ocenił. "Nigdy w życiu nie popełniłem takiego błędu" - dodał.
Podczas środowej rozprawy, pytany przez swojego obrońcę o to, czy miał wówczas świadomość, jaką drogą transmitowany jest wirus i jakie są mechanizmy jego przenoszenia, odpowiedział: "nie". "Jestem krytyczny wobec swojego zachowania" - powiedział oskarżony.
Ponadto 28-latek przyznał, że na przestrzeni czterech tygodni pobytu w osamotnieniu - kiedy to został na miesiąc tymczasowo aresztowany - miał dużo czasu na refleksję nad swoim zachowaniem. "Zdałem sobie sprawę ze swojej nieodpowiedzialności" - zaznaczył. Dodał, że przeprosił już osoby, które swoim zachowaniem naraził na niebezpieczeństwo.
Obrońca sportowca, w związku z zawartym z oskarżycielem porozumieniem, złożył w imieniu swojego klienta wniosek o wydanie wyroku bez przeprowadzania rozprawy.
Reprezentujący piłkarza wniósł o karę jednego miesiąca pozbawienia wolności (równoważną z ilością czasu, którą oskarżony spędził już w areszcie), a dodatkowo też półtora roku jej ograniczenia - w postaci nałożenia na P. obowiązku wykonywania nieodpłatnych prac społecznych. Ponadto obrona zawnioskowała o zapłatę przez swojego klienta nawiązki w wysokości dziesięciu tysięcy zł. Temu wnioskowi nie sprzeciwiła się prokuratura.
Wyrok w sprawie sąd wyda w poniedziałek.
Mecz Pucharu Polski rozegrany został 19 sierpnia w małopolskich Krzeszowicach. Dzień wcześniej P. otrzymał pozytywny wynik testu na COVID-19 i został skierowany na kwarantannę, mając odbywać ją w wynajmowanym mieszkaniu przy ul. Sukienniczej w Krakowie. Drugiego dnia 28-latek opuścił jednak miejsce odosobnienia i udał się na mecz.
Prokuratura rejonowa dla Krakowa Śródmieścia Zachodu oskarżyła sportowca o to, że poprzez swoje działanie sprowadził on niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia co najmniej 40 osób - zawodników dwóch drużyn piłkarskich oraz członków zarządu i kadry klubów sportowych. Za takie przestępstwo kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Zgodnie z ustaleniami prokuratury P. wielokrotnie naruszał zasady związane z kwarantanną, m.in. chodził na zakupy, korzystał ze wspólnych pomieszczeń przy apartamentach, także ze wspólnego basenu, chodził na treningi swojej drużyny piłkarskiej.
W wyniku takiego zachowania osoby, które miały z nim kontakt, były na kwarantannie i pod nadzorem epidemicznym oraz zostały skierowane na wymaz w kierunku koronawirusa. Badania nie wykazały zakażenia u żadnej z tych osób.