Kraków. Na Prądniku Czerwonym trwa batalia o nową huśtawkę. Inwestycja ma kosztować prawie 100 tys. złotych
Od ponad roku na krakowskim Prądniku Czerwonym trwa proces wymiany huśtawki na Smoczym Skwerze, czyli popularnym placu zabaw przy ul. Klimka Bachledy. Obecny sprzęt został wyłączony z użytkowania ze względu na zły stan techniczny. Mieszkańcy poprosili więc o interwencję radnego dzielnicy Marcina Borka. Właśnie wtedy ruszyła sprawa, której prawdopodobnie nie uda się zamknąć ani w tym, ani w przyszłym roku. Problem jest stosunkowo prosty. Mieszkańcy chcą wymiany samej huśtawki, a Zarząd Zieleni Miejskiej zamierza wywiązać się z tego zadania, doposażając plac w m.in. bujaki.
Plac wymaga remontu, a huśtawka nie nadaje się do użytku, więc ZZM zdemontował siedziska. Mieszkańcy bardzo prosili o to, aby przywrócić jedynie huśtawkę. Zwróciliśmy się więc do zarządu zieleni o wycenę. Pierwsza opiewała na kwotę 60 tys. złotych. Kwota ta była dla nas astronomiczna, bo chodziło nam tylko i wyłącznie o przywrócenie małej huśtawki. W wycenie znalazły się dziwne punkty, takie jak zabezpieczenie drzew, albo wywóz 17 metrów sześciennych gruzu czy pielęgnacja trawy. Dorzucono również dwa koniki na sprężynach. Od kilku miesięcy prosimy o spotkanie z kosztorysantem, w celu wytłumaczenia tejże sprawy. Niestety, dostaliśmy odpowiedź, że kosztorysant jest na urlopie tacierzyńskim, a potem ZZM milczał – mówi radny dzielnicy Prądnik Czerwony Marcin Borek.
W lipcu Zarząd Zieleni Miejskiej ogłosił postępowanie przetargowe na wyłonienie wykonawcy robót budowlanych polegających na doposażeniu rzeczonego placu zabaw. Uwzględniał on budowę obiektów małej architektury, w tym huśtawki, bujaków i przesunięcia zacieniaczy, a także roboty rozbiórkowe związane z nawierzchnią bezpieczną EPDM. Postępowanie zostało unieważnione ze względu na brak ofert.
Stoimy pod ścianą. Mamy do wyboru albo zaakceptować już większą kwotę – ponad 90 tys. złotych, lub zapewne ponad 100 tys. w przyszłym roku, albo nie robić tego wcale. Eskaluję sprawę, ponieważ tak ja, jak i mieszkańcy – jesteśmy zbulwersowani kwotą. Nikt nie potrafił się ze mną spotkać ani wyjaśnić, jaki gruz trzeba wywozić, jakie drzewa zabezpieczyć, aby przywrócić huśtawkę. Mamy do tygodnia określić się, czy w budżecie dzielnicy przeznaczymy taką kwotę na przyszły rok. Za pierwotne 60 tys. nikt nie zgłosił się do przetargu. ZZM opowiada o wymianie wielu rzeczy, które są potrzebne, ale my ich nie potrzebujemy. Te wiele rzeczy to dwa małe koniki na sprężynach. Nie potrafimy też sobie odpowiedzieć na pytanie, po co montować tam słupy do zacienienia. Ta huśtawka tam była i wciąż może być, bo jest na to miejsce. Te tłumaczenia są dla nas absurdalne – podkreśla Marcin Borek.
Jak słyszymy, z kosztorysem nie zgadzają się mieszkańcy i radni dzielnicy, którzy czują się lekceważeni przez ZZM.
Podejrzewam, że z funduszy dzielnicy znajdą się pieniądze na ten cel, ale z mojej perspektywy te 100 tys. złotych można przeznaczyć na kilka ważnych i potrzebnych rzeczy, a nie tylko wymianę huśtawki. Jestem przekonany, że ta wymiana mogłaby się zamknąć w kwocie do 30 tys. złotych. Dużo rzeczy można zrobić w takiej kwocie. Obecnie realizujemy projekt z budżetu obywatelskiego na nasadzenie 140 drzew, co kosztuje 160 tys. złotych. To nie pierwsza taka rzecz w ZZM, gdzie koszty są astronomiczne, czego nikt nie potrafi wytłumaczyć. Mieliśmy w sąsiedztwie montaż 160 koszy na śmieci w Parku Reduta, które kosztowały 400 tys. złotych. Kładka do tegoż parku kosztuje również ok. 400 tys. złotych. To są astronomiczne kwoty – dodaje radny.
W wakacje 2023 roku odbyło się spotkanie ws. wyceny wymiany huśtawki.
W tym roku na pewno się nie uda tej huśtawki przywrócić. Zastanawiamy się, czy uda się w 2025 roku. Takie są realia w Krakowie. Żałosne – mówi Marcin Borek.
W sprawie feralnego placu zabaw próbowaliśmy skontaktować się z Zarządem Zieleni Miejskiej w Krakowie. Odpowiedź zamieścimy po jej otrzymaniu.