Krakowscy radni mówią jednym głosem w sprawie podwyżek cen biletów

Przypomnijmy, ZTP chce zlikwidować bilet 20-minutowy za 3,40 zł. Zamiast niego proponuje 10-minutowy, kosztujący 3 zł. Zamiast biletu jednoprzejazdowego, pozwalającego na 50 minut jazdy za 4,60 zł, zostałby wprowadzony bilet godzinny za 6 zł. Z kolei 90-minutowy bilet kosztowałby o 2 zł więcej, bo 8 zł. ZTP chce również zmian w biletach okresowych. Likwidacji uległyby bilety na jedną i dwie linie, a bilet dla posiadaczy Karty Krakowskiej podrożałby z 69 do 96 zł. Bilet dla niepłacących podatków w Krakowie kosztowałby 128 zł.

Urzędnicy jak mantrę powtarzają, że to tylko propozycje, a ostateczna decyzja należeć będzie do radnych. Powodem jest oczywiście rosnąca stale dziura w budżecie miasta, wywołana pandemią koronawirusa. Takie tłumaczenie nie przekonuje radnych. Niezależnie od barw klubowych opinie były zdecydowanie negatywne. Najostrzej sprawę skomentował Michał Drewnicki z Prawa i Sprawiedliwości. 

Mam taki apel: skoro panowie - prezydent Majchrowski i dyrektor Franek nie umieją sobie poradzić z finansami miasta, nie potrafią sobie poradzić z systemem transportowym w mieście, to być może powinni dać szanse innym, którzy znajdą dobre rozwiązania dla krakowskiej komunikacji i systemu transportowego. Bo te zaproponowane są uśmiercaniem całego systemu transportowego w mieście i utrudnianiem życia mieszkańcom - stwierdził.

Nieco bardziej wyważony był jego klubowy kolega, Mariusz Kękuś:

Ponad 40 proc. podwyżki. To jest niedopuszczalne, całkowicie zaprzecza strategii i dyskusji, która odbyła się rok temu, przy zmianie cennika biletów, kiedy miasto mówiło, że chce promować transport publiczny, że chce do niego zachęcać mieszkańców. Teraz mamy całkowite odwrócenie tej sytuacji - powiedział.

Podobnego zdania jest Łukasz Gibała, lider Krakowa dla Mieszkańców, który propozycję miasta określa mianem wylewania dziecka z kąpielą.

Efektem tego może być, to, że wiele osób przesiądzie się z autobusów i tramwajów do samochodów, będą większe korki, większy smog. Rozumiem, że mamy pandemię i dziurę w budżecie, ale oszczędności trzeba szukać gdzie indziej. Nie tędy droga - uważa.

Sugeruje, że zamiast podnosić ceny biletów, władze miasta powinny zająć się odchudzaniem administracji.

Wydajemy ponad pół miliarda złotych rocznie na utrzymanie urzędników. Nie licząc miejskich spółek, których jest coraz więcej, z każdym rokiem powstają nowe, nowe miejsca w zarządach i radach nadzorczych. I tu Jacek Majchrowski powinien szukać oszczędności - podkreśla Gibała.

Co zaskakujące, zmiany krytykują też radni prezydenccy. Łukaszowi Wantuchowi nie podobają się ani podwyżki, ani sposób, w jaki miasto o nich zakomunikowało.

Oceniam te zmiany bardzo negatywnie. Przede wszystkim na tryb. Zdajemy sobie sprawę, że podwyżki są niezbędne, ale najpierw powinna być dyskusja, przedstawienie sytuacji, a później przedstawienie konkretnych rozwiązań - stwierdza.

ZTP chciałby, by zmiany taryfy od października tego roku. W Kuluarach urzędów mówiło się nawet o zwołaniu w tej sprawie nadzwyczajnej sesji. Teraz taki scenariusz wydaje się być raczej mało prawdopodobnym.

Dla porównania, w Warszawie ceny biletów nie zmieniły się w ostatnim czasie. Tam najtańszy, 20-minutowy bilet kosztuje 3,40 zł, 75-minutowy to wydatek rzędu 4,40 zł, a za 90-minutowy trzeba zapłacić 7 zł.  Bilety te można wykorzystać we wszystkich środkach transportu - autobusach, tramwajach, metrze i kolejce miejskiej.

We Wrocławiu jednorazowy bilet na wszystkie linie kosztuje 3,40 zł, najtańszy, którym można podróżować przez kwadrans to koszt 2,40 zł, 30-minutowy kosztuje 3 zł, zaś godzinny, 4,40 zł.