Bunt krakowskich przedsiębiorców. Co najmniej 2 restauracje otworzyły się w pełni mimo obostrzeń sanitarnych. Jeden klub fitness uruchomił działalność pod pretekstem zawodów w przeciąganiu liny. Właściciele lokali tłumaczą, że nie mają innego wyjścia, bo są na skraju bankructwa, a rządowa pomoc to fikcja. Klienci zbuntowanych restauracji nie widzą w tym działaniu nic złego.
Jak nie mają dotacji to co mają zrobić? Kto będzie te kredyty spłacał - mówi jedna z klientek restauracji przy Rondzie Kocmyrzowskim - rząd nie dba o przedsiębiorców. Było dużo obietnic, a rząd wywija się po prostu sianem - dodaje inny klient.
Sanepid na wieść o łamaniu zakazów sanitarnych w ciągu 2 dni skontrolował 30 lokali gastronomicznych. Problemów jednak w większości nie stwierdzono.
W jednej restauracji stwierdzono przebywanie w zakładzie osób siedzących w sali konsumpcyjnej, ale zgodnie z uzyskanymi wyjaśnieniami od prezesa spółki były to osoby testujące organoleptycznie potrawę zatrudnione na podstawie umowy o dzieło - mówi rzeczniczka małopolskiego Sanepidu Dominika Łatak-Glonek.
W tym jednym przypadku właściciel lokalu zostanie wezwany na przesłuchanie. Tymczasem krakowscy restauratorzy rozważają możliwość zbiorowego pozwania państwa polskiego za poniesione straty.
Działalność lokali gastronomicznych, hoteli, klubów fitness i galerii handlowych jest ograniczona od 24 października. Początkowo drugi lockdown miał potrwać 2 tygodnie. W poniedziałek Premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że obostrzenia zostają przedłużone co najmniej do końca stycznia.