"Razem żyli i razem umarli". Ostatnie pożegnanie Marii Łuczyńskiej-Bruzdy i Jana Bruzdy
W ubiegłym tygodniu na łamach naszego portalu informowaliśmy o śmierci pary profesorów Politechniki Krakowskiej - Marii Łuczyńskiej-Bruzdy (91 l.) i Jana Bruzdy (94 l.). Okoliczności odejścia cenionych architektów były bardzo wyjątkowe - małżonkowie zmarli dokładnie tego samego dnia, jedno po drugim. O ich śmierci poinformowała na Facebooku córka Katarzyna:
Kochani rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, zasłużeni profesorowie architektury, związani z Politechniką Krakowską od 70 lat, członkowie Sodalicji św. Jadwigi Królowej. Przeżyli w zgodnym małżeństwie ponad 66 lat. Ludzie głębokiej wiary, kochający piękno sztuki, architektury i przyrody. Razem żyli, razem umarli (...). Byli nierozłączni - mogliśmy przeczytać w poście.
W piątek, 17 stycznia na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie odbył się pogrzeb zmarłych krakowian. Małżonków żegnała rodzina i przyjaciele, w tym dawni współpracownicy i wychowankowie z Politechniki Krakowskiej, z którą profesorowie byli związani zawodowo przez kilkadziesiąt lat. Maria Łuczyńska-Bruzda pracowała bowiem w Katedrze Krajobrazu, podczas gdy jej mąż, Jan - w Katedrze Rysunku i Rzeźby.
– 30 lat razem pracowaliśmy, na panią profesor mówiliśmy po prostu Maryśka. Była niezwykle ciepłą i dobrą osobą, nawet gdy przyszła odwiedzić nas, gdy urodziła nam się córka, to koniecznie chciała pomóc. Niespecjalnie było w czym, to rozwiesiła pieluchy. Taka właśnie była, podobnie jak pan profesor, od niego także biło ciepło i dobroć, był niezwykle skromnym człowiekiem – wypowiadał się ciepło o zmarłych dla "Super Expressu" jeden z uczestników pogrzebu.
Dziennikarzowi udało się porozmawiać także z wnukiem profesorskiej pary - Bartłomiejem Łużnym, który podobnie jak dziadkowie został architektem. Mężczyzna opowiedział o tym, jak małżeństwo się poznało oraz przybliżył okoliczności ich nietypowej śmierci:
Dziadkowie poznali się jeszcze na studiach na Politechnice Krakowskiej, to była studencka miłość, a po czterech latach wzięli ślub. I tak trwali jako zgodne małżeństwo przez 66 lat (...) Ostatnie dni spędzali w domu opieki, babcia zmarła we śnie, rodzina jechała, by powiedzieć o śmierci babci dziadkowi, nie zdążyliśmy. Dziadek zmarł, nie wiedząc, że babcia nie żyje - zdradził w rozmowie 33-latek.