Tragedia na Gerlachu w Tatrach słowackich. Nie żyje turysta z Polski
O tragedii poinformowała jako pierwsza Horska Zachranna Sluzba (HZS), będąca słowackim odpowiednikiem TOPR-u. W sobotę, 2 listopada grupa turystów z Polski zmierzała szlakiem na Gerlach w Tatrach. W pewnym momencie mężczyzna, który miał prowadzić grupę, prawdopodobnie na skutek poślizgnięcia się spadł z wysokości i nie było z nim kontaktu, a turyści utknęli w trudnym do przejścia miejscu. Na ratunek wyruszyli ratownicy HZS, jednak warunki atmosferyczne utrudniły dotarcie na miejsce. Niemożliwe było użycie śmigłowca, więc na ratunek udali się pieszo. Niestety, w momencie, gdy HZS dotarło do mężczyzny, ten już nie żył. Pozostałych członków wyprawy udało się bezpiecznie sprowadzić w doliny. Obecnie służby wyjaśniają okoliczności, w jakich doszło do wypadku.
Brat zmarłego na Gerlachu Polaka zabrał głos. "Muszę walczyć z hejtem"
Według oficjalnego komunikatu Horskiej Zachrannej Sluzby w sprawie tego wypadku możemy się dowiedzieć, że zmarły prowadził grupę turystów, jednak nie zaszła tutaj relacje przewodnik-turyści. W mediach pojawiła się także informacja, że grupa znała się tylko kilka dni. Te kwestie postanowił wyjaśnić brat zmarłego. W specjalnym oświadczeniu, nadesłanym do portalu Tatromaniak Bartosz Małłek opisał, co faktycznie zaszło pod Gerlachem. Nie ukrawał również, że w związku z tą sytuacją mierzy się z poważnym hejtem.
— Witajcie Górscy ludzie! Właśnie organizuję pogrzeb brata, który został w górach na zawsze i zamiast się na tym skupić, to muszę walczyć z hejtem… Ostatnio jest o tym głośno. Media prześcigają się w podawaniu coraz durniejszych szczegółów. Do tego nie ułatwia wszystkiego komunikat HZS. Zatem parę faktów. Grupa zna się od dawna, sam byłem z nimi na Orlej Perci. Nie będę oceniał pomysłu wyjścia bez przewodnika, liny i w listopadzie na Gerlach, bo możecie się domyślać, co o tym myślę, ale dobrego imienia brata będę bronił. Był to wyjazd grupy znajomych, nie było lidera, przewodnika itp. Brat miał za to trasę w telefonie, szukał drogi jak zaczęli się gubić, potem przekazał telefon koledze i on też szukał drogi. Pogoda była ładna, ale nagle gwałtownie się ochłodziło, wszystko błyskawicznie zmroziło i wiał silny wiatr. Postanowili zrobić wycof. Podczas wycofu brat poślizgnął się (lub zahaczył plecakiem o skałę jak twierdzi osoba, która sytuację widziała z innego miejsca) stracił równowagę i poleciał w przepaść. Wersję powyższą potwierdza raport policyjny — przekazał Bartosz Małłek, brat zmarłego turysty.
Brat zmarłego dodał w oświadczeniu, że rozmawiał także ze słowacką policją oraz służbami zaangażowanymi w akcję ratunkową i podziękował im za ich działania. Nie ukrywał, że zdaje sobie sprawę, że wypadki będą zdarzały się zawsze i w takich sytuacjach należy skupić się na tym, aby pomóc pogrążonej w żałobie rodzinie.
— Byłem dzisiaj na Słowacji, rozmawiałem z policją rozmawiałem z ratownikami. Ratownikom podziękowałem za akcję. Wypadki śmiertelne będą odbywały się zawsze. To zawsze jest wielki dramat dla najbliższych, starajmy się im trochę ulżyć, wspierać. Mam wielki apel zwłaszcza do mediów, żeby nie powielały bezrefleksyjnie informacji, czasem warto zapytać się także drugiej strony jak było — dodał Bartosz Małłek w oświadczeniu.