Joanna Parniewska

i

Autor: Pawel Wodzynski/East News

Wiadomości

Policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego. Kobieta domaga się zadośćuczynienia. „Czułam się upokorzona"

2024-10-01 15:31

We wtorek, 1 października Joanna z Krakowa złożyła przed sądem zeznania ws. głośnych wydarzeń z kwietnia ubiegłego roku, do których doszło w jednym z krakowskich szpitali. Kobieta domaga się 100 tys. zł zadośćuczynienia za działania policji i niesłuszne – w jej ocenie, zatrzymanie. ""One kazały mi się rozebrać do naga, wykonywać przysiady i kaszleć" - mówiła przed sądem.

Sprawa Joanny z Krakowa. Kobieta złożyła zeznania

Joanna z Krakowa we wtorek złożyła przed sądem zeznania w procesie dotyczącym działań policji względem niej w jednym z krakowskich szpitali. Kobieta domaga się 100 tys. zł zadośćuczynienia za niesłuszne w jej ocenie zatrzymanie. Chodzi o działanie policjantów z kwietnia 2023 roku względem Joanny z Krakowa, która trafiła do jednego ze szpitali po telefonie lekarki o jej kryzysie psychicznym i przerwaniu ciąży. Zgodnie z relacją pacjentki, policja eskortowała ją do szpitala, gdzie funkcjonariusze otoczyli ją kordonem, a policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego. Zatrzymano też jej telefon i komputer. Służby wyjaśniały, że głównym motywem ich działania było podejrzanie dokonania próby samobójczej. Według policji istniała też możliwość popełnienia przestępstwa udzielania pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła. Proces o odszkodowanie od policji ruszył w lipcu br. przed Sądem Okręgowym w Krakowie. We wtorek kobieta złożyła zeznania, w których opowiedziała o szczegółach wydarzeń z kwietnia ub.r.

Skontaktowałam się z organizacją Women Help Women, która ma siedzibę w Holandii i wiedziałam, że ta organizacja przesyła drogą pocztową tabletki poronne, które są bezpieczne dla zdrowia i zalecane przez WHO. Po około 10 dniach otrzymałam przesyłkę zawierającą te leki i użyłam ich zgodnie z instrukcją - wyznała.

Jak relacjonowała, dwa tygodnie później skontaktowała się z lekarką w związku z pogorszonym nastrojem, na który - podkreśliła - wpłynęły różne problemy, w tym m.in kryzys w związku. Podczas tej rozmowy przyznała, że wcześniej przerwała ciążę, ale, według jej relacji, wyraźnie zaznaczała, że nie ma myśli samobójczych i nie chce sobie niczego zrobić. Po tym telefonie, opowiedziała, wraz z ratownikami do jej mieszkania weszło dwóch policjantów, którzy pytali ją o kwestię aborcji.

Już w moim mieszkaniu padały ze strony policjantów słowa o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przeze mnie, ale jakie miałoby to być przestępstwo, wtedy nikt mi nie powiedział" - mówiła. Jak dodała, o całej sprawie opowiedziała jednemu z funkcjonariuszy. Był, jak mi się wydaje, aż zanadto ciepły wobec mnie. Komentował mój wygląd, mówił że mam piękne paznokcie. Dzielił się też swoją prywatną opinią na temat ówczesnej sytuacji politycznej, mówiąc że popiera aborcję. Obecnie z perspektywy czasu oceniam, że działanie tego policjanta było celowe, nakierowane na uzyskanie ode mnie jak największej ilości informacji. Ja się dałam na to nabrać - oceniła przed sądem.

Joanna z Krakowa domaga się zadośćuczynienia. „Kazały mi się rozebrać do naga, wykonywać przysiady i kaszleć"

Kobieta wspominała, że w karetce nie mogła mieć swojego bagażu, w którym trzymała komputer, a policjant zabronił jej używania telefonu. Według jej relacji, została wyprowadzona z karetki w asyści policji, a na SOR funkcjonariusze otoczyli ją.  Wtedy lekarze pracujący na SORze powiedzieli, że dziękują policjantom, ich obecność nie jest potrzebna, bo nie zagrażam ani sobie, ani też innym osobom. (...) Wtedy rozpętało się piekło, policjanci zaczęli kłócić się z lekarzami. Zrobiło się ogromne zamieszanie - wspominała.

Pani Joanna opowiadała o rozmowie policjantów, zgodnie z którą mieli oni przewieźć ją dalej radiowozem. "Płacząc, dosłownie wybłagałam, żebym mogła jechać karetką. Z SOR-u wyprowadził mnie jeden z ratowników medycznych, znajdowali się też tam policjanci. (...) Do tego szpitala karetka w której się znajdowałam, jechała w eskorcie radiowozów na sygnale" - relacjonowała tamten wieczór. "Nikt nie prowadził mnie, sama szłam w asyście tych osób" - doprecyzowała.

Pani Joanna opowiadała o rozmowie policjantów, zgodnie z którą mieli oni przewieźć ją dalej radiowozem. "Płacząc, dosłownie wybłagałam, żebym mogła jechać karetką. Z SOR-u wyprowadził mnie jeden z ratowników medycznych, znajdowali się też tam policjanci. (...) Do tego szpitala karetka w której się znajdowałam, jechała w eskorcie radiowozów na sygnale" - relacjonowała tamten wieczór. "Nikt nie prowadził mnie, sama szłam w asyście tych osób" - doprecyzowała.

Pacjentka zeznała też, że po badaniu ginekologicznym w drugim szpitalu, do jej gabinetu - pod nieobecność lekarki - weszły dwie policjantki. Kobieta odmówiła im wydania telefonu, o który prosiły. Przed sądem uzasadniała to m.in. obawą przed brakiem możliwości skontaktowania się z bliskimi. "One kazały mi się rozebrać do naga, wykonywać przysiady i kaszleć" - mówiła, przyznając, że nie wykonała tych poleceń. "Zaczęłam się rozbierać, ale nie chciałam tego zrobić do końca, bo (...) się tego wstydziłam. Czułam się upokorzona" - mówiła. "Oddałam ten telefon, żeby uniknąć tego, by mnie dotykały" - dodała. Kobieta została przyjęta do szpitala, z którego wyszła kolejnego dnia.

Kraków Radio ESKA Google News
Autor:

Przed sądem okręgowym pani Joanna domaga się 100 tys. zł zadośćuczynienia za niesłuszne w jej ocenie zatrzymanie. Jej pełnomocniczka mec. Kamila Ferenc doprecyzowała przed rozpoczęciem procesu, że chodzi o przeprowadzenie w szpitalu rewizji, zatrzymanie jej rzeczy osobistych i ograniczenie możliwości poruszania się, co uderzało w godność, intymność i poczucie bezpieczeństwa jej klientki. Na pierwszej rozprawie pełnomocnik komendanta miejskiej policji w Krakowie radca prawny Przemysław Jeziorek zawnioskował o oddalenie tego wniosku, ponieważ – w jego ocenie – nie doszło do zatrzymania pani Joanny i brak jest podstaw, aby zasądzić odszkodowanie. Zaznaczył też, że "w wyniku przeprowadzonych przez Komendę Wojewódzką Policji w Krakowie czynności wyjaśniających nie stwierdzono przekroczenia uprawnień tudzież nieprawidłowości czy działania niezgodnego z prawem".

Po tym, jak w lipcu ub.r. "Fakty" TVN opublikowały materiał o działaniach policjantów wobec pani Joanny, Komenda Główna Policji przekazała, że "interwencja policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia". Według policji w sprawie istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła. Następnie ówczesny komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk wyraził ubolewanie wobec trudnej sytuacji życiowej, w jakiej znalazła się pani Joanna, ale zaznaczył, że ta sytuacja nie była winą policji.

To niejedyne postępowanie, które toczy się w związku z wydarzeniami z kwietnia 2023 roku. Pod koniec sierpnia b.r. Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim postanowiła podjąć na nowo postępowanie dotyczące przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Wcześniej śledczy odmówili wszczęcia tego postępowania, co podtrzymał Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy. Natomiast Prokuratura Okręgowa w Kielcach prowadzi postępowanie w sprawie o przestępstwo nakłaniania do samobójstwa i udzielenia pomocy w aborcji, w której Joanna z Krakowa występuje w charakterze pokrzywdzonej.

18-letnia Angelika zginęła podczas egzaminu na prawo jazdy. Po sześciu latach egzaminator przerywa milczenie

Express Biedrzyckiej - Krzysztof Bosak 01.10.2024