Wodociągi Miasta Krakowa. Jak przeciwdziała się zagrożeniom?
Zanieczyszczenia rzek to problem, z którymi często zmagają się polskie służby i instytucje. Dochodzi do nich na terenie całego kraju, w tym także w Małopolsce. Często słyszy się, że dana rzeka jest zanieczyszczona, ale co to właściwie znaczy? Kiedy możemy mówić o zanieczyszczeniu? Jakie działania prewencyjne podejmują miejskie jednostki? Na te i inne pytania w rozmowie z nami odpowiedział dr Tadeusz Bochnia, zastępca dyrektora produkcji Wodociągów Miasta Krakowa. Specjalista skomentowała dla nas również wyniki badań wody, pobrane w ostatnim czasie z Rudawki, stanowiącej dopływ Rudawy.
Jak wykrywa się zagrożenia związane z zanieczyszczeniem wody?
Odpowiadamy za jakość wody uzdatnionej, czyli tej, która jest dostarczana mieszkańcom Krakowa. Nie ponosimy natomiast odpowiedzialności za jakość wody, z której korzystamy – wody w rzekach czy jeziorach. Poza pewną rolą stref ochronnych nie mamy także żadnych mechanizmów do egzekwowania należytej jakości wody w naszych ujęciach. Dlatego też musimy sobie radzić w inny sposób. Szacując ryzyko danego skażenia, musimy i trzeba podkreślić – jesteśmy przygotowani na taką ewentualność w naszym procesie. Niezależnie od tego, czy skażenie ma miejsce, czy jest tylko potencjalne, a my spodziewamy się podwyższonych wartości pewnych parametrów, np. mikrobiologicznych, musimy posiadać odpowiednie procesy uzdatniania wody na wypadek tego typu skażeń. Zanieczyszczenia te mogą mieć miejsce. To, co wynika z naszego obowiązku prawnego to ustanowienie stref ochrony bezpośredniej. To tereny ściśle monitorowane, z zakazem wszelkiej aktywności i dostępu. Można na podstawie oceny ryzyka ustanawiać strefy ochrony pośredniej, do której zaliczamy całą zlewnię ujęć. To olbrzymi teren, na którym mogą występować różne zagrożenia. Nasze ujęcia są tak zabezpieczone, że cały teren zlewni jest objęty strefą ochrony pośredniej, w związku z czym nie jest ściśle monitorowany i chroniony. Obowiązują tam pewne nakazy i zakazy dla użytkowników, jednak my nie możemy ich egzekwować. Co zatem robimy? Wykonujemy przeglądy stref ochronnych. Dwa razy w roku jedziemy w teren z policją wodną i inspekcją sanitarną, identyfikując takie hotspoty. Nakładane są również mandaty karne. Sami nie możemy kontrolować np. nieruchomości w strefie ochrony pośredniej - mówi dr Tadeusz Bochnia, zastępca dyrektora produkcji Wodociągów Miasta Krakowa.
Jeżeli zanieczyszczenie dostaje się do rzeki, to jakie działania zaradcze podejmują WMK?
Nie możemy nikogo kontrolować ani niczego egzekwować. Możemy wykonywać działania zaradcze, które podejmujemy. Jesteśmy przygotowani i posiadamy systemy zabezpieczające. Możemy zaniechać poboru z każdego ujęcia wody, powziąwszy informacje o skażeniu. Posiadamy automatyczne stacje osłonowe, które wykrywają, jeszcze przed ujęciem wody, różnego rodzaju skażenia. Załóżmy jednak, że informację o zanieczyszczeniu otrzymujemy od służb. Zanim woda dopłynie, to na podstawie tej informacji natychmiast zamykamy ujęcie. Później badamy wodę na ujęciu, mimo że jej nie pobieramy i patrzymy, czy ta fala zanieczyszczenia przeszła. Jeżeli tak, to możemy wrócić do poboru wody z danego ujęcia. W przypadku Rudawy bezpiecznikiem są zbiorniki retencyjne wody w Podkamyku. Napełniamy je tylko wtedy, kiedy woda w rzece jest dobrej jakości. Czynności te podejmujemy na podstawie pomiarów naszych laboratoriów zakładowych oraz centralnego laboratorium, posiadającego akredytację PCA. Takie działania, włącznie z zatrzymaniem poboru wody podjęliśmy w momencie zgłoszenia informacji o zanieczyszczeniu Rudawki. Ujęcie zostało natychmiast wyłączone. Zagrożenia dla wody w krakowskich kranach nie ma żadnego i nie może go być. Za to odpowiadamy – mówi.
Każde takie zdarzenie powoduje, że przeszacowujemy ryzyko. Jeżeli coś się zdarza częściej, to siłą rzeczy nasze środki zaradcze muszą być silniejsze. Tak też czynimy. Z każdego takiego zdarzenia wyciągamy wnioski. Chciałem się również odnieść do działań aktywistów. To jest bardzo dobra i bardzo potrzebna praca, ponieważ incydentalne zagrożenia miały miejsce, mają miejsce i będą miały miejsce. Mamy niewystarczające systemy kanalizacyjne w naszych zlewniach – to dotyczy całego kraju. Nie wszystkie obszary są skanalizowane, a niektórzy są słabo wyedukowani w kwestiach ekologicznych. Świetnie, że są ludzie, którzy działają w terenie i ostrzegają nas o zagrożeniach. Natomiast nie jesteśmy instytucją, która coś może z tym zrobić. Mamy wiedzę na ten temat, za którą dziękujemy – dzięki niej możemy się zabezpieczyć, ale nie mamy możliwości interweniowania w miejscu zdarzenia – tłumaczy dr Tadeusz Bochnia.
Posłużmy się ostatnim przykładem, dotyczącym incydentalnego zanieczyszczenia Rudawki, stanowiącej dopływ Rudawy. Wykryto tam m.in. benzen. Jak pan skomentuje te wyniki?
Po pierwsze – benzen. Nie ma tam przekroczonej, dopuszczalnej ilości. Porównuje się dwie rzeczy – wynik benzenu w rzece, 30 km od ujęcia wody, z normą dla benzenu, która przeznaczona jest dla wody pitnej. Nawet nie dla wody surowej, z której korzysta dany zakład, ale wody po uzdatnieniu. Podstawowym elementem jest absorbcja na węglu aktywnym. Na Rudawie są filtry węglowe, które są dedykowane do pochłaniania wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń mikroorganicznych. Wymieniono tam benzen i toluen – benzen jest przytoczony jako groźny, natomiast jeśli to jest 6,4 mikrograma na litr w wodzie, gdzieś po skażeniu incydentalnym, a w wodzie do picia może być jeden mikrogram, to na ujęciu nie będzie nawet połowy jednego mikrograma. Nawet ułamku. To jest jeszcze na ujęciu, a mamy przecież proces uzdatniania, czyli szczegółową obróbkę tejże wody. Tam nie ma możliwości, żeby benzen przedostał się do wody pitnej. Jeśli spojrzymy na wyniki – zawiesiny ogólne – moim zdaniem – bardzo małe. Przewodność elektryczna – przyzwoita, substancje rozpuszczone – 338 mg na litr – to w wodzie mineralnej jest ich tysiące. A tu mamy jedynie 338 mg. Fluorki – w normie dla wody pitnej, itd. Podobnie jest w przypadku innych substancji. Metale ciężkie – poniżej normy – komentuje dr Bochnia.
Czy straż pożarna, lub inne służby dysponują urządzeniami, które pozwalają wykryć zanieczyszczenia w rzece?
Straż pożarna nie ma wystarczających urządzeń laboratoryjnych, które mogłyby w szybkim czasie wykryć każde skażenie. Badania trwają zawsze długo, gdyż są wykonywane na specjalistycznym sprzęcie w odpowiednich, akredytowanych laboratoriach. To zupełnie coś innego niż badania terenowe, podejmowane na miejscu. Tym bardziej ważna jest prewencja i posiadanie adekwatnych procesów uzdatniania – dodaje dr Bochnia.
Zanieczyszczenia rzek pod Krakowem. Jaka jest skala problemu?
Problem dla środowiska jest olbrzymi i realny. Trzeba o tym mówić. Bardzo dobrze, że są aktywiści, którzy alarmują. Jednocześnie należy postępować rozsądnie. Nie należy tworzyć przekazu, który ma negatywny wpływ na jakość wody i powoduje, że mieszkańcy zastanawiają się, czy ta, którą nalewają z kranu, nadaje się do picia. My o wszystkich awariach informujemy opinię społeczną na naszej stronie oraz za pośrednictwem mediów. Prowadzimy szereg kampanii, w których zapewniamy o bezpieczeństwie wody, stosujemy się do dyrektyw- a najnowsza zakłada, że promocja spożywania wody prosto z kranu będzie miała wymierne skutki dla środowiska poprzez eliminowanie, chociażby opakowań plastikowych. I o tym mówimy w naszych programach edukacyjnych- już od przedszkola i przyglądając się naszym działaniom, mam wrażenie, że mieszkańcy gminy Kraków zdają sobie z tego sprawę. Widzą problem, który rzeczywiście może być realny, bo mówimy o skażeniu środowiska. Z drugiej strony czują się zaopiekowani, bo wiedzą, że nad jakością wody z kranu czuwa sztab ekspertów i specjalistów, który monitoruje ją przez całą dobę. Odnosząc się do badań przedstawionych przez aktywistów, mogę powiedzieć jedno. Przejrzałem się im i porównałem z ministerialnymi wymogami. Wnioski? Proszę spojrzeć. Nie mamy powodów do obaw - mówi dr Tadeusz Bochnia, przedstawiając swoje analizy.
Możemy odnieść czasem wrażenie, że strona społeczna uderza w służby i instytucje publiczne, przedstawiając je jako bierne lub niekompetentne.
Raz jeszcze powtórzę – problem zanieczyszczenia rzek istnieje i trzeba o nim mówić. Należy jednak pamiętać, że monitoring czystości wód prowadzony jest na wielu poziomach. Także samorządowym i to samorządy odpowiadają m.in.: za Krajowy Program Oczyszczania Ścieków, który nie został w pełni zrealizowany przez wszystkie gminy. Dlatego naszą rolą jest monitorowanie i zabezpieczanie się przed incydentami, które zdarzają się w całej Polce. Natomiast warto dodać, że choć państwowy system monitoringu jest wciąż ulepszany o innowacyjne rozwiązania, to nie wyeliminuje on możliwości incydentalnego skażenia. Wciąż nie ma doskonałego systemu monitoringu, czy mówimy o WIOŚ, IMGW czy innych instytucjach.
Nowe dyrektywy unijne mówią o szacowaniu i zarządzaniu ryzykiem. Nie jesteśmy w stanie monitorować wszystkiego i z bardzo dużą częstotliwością, bo to fizycznie nie jest możliwe. Zarządzanie ryzykiem polega na przewidywaniu różnego rodzaju zdarzeń. Nawet jeżeli one nigdy się nie wydarzą, to my, jako Wodociągi Miasta Krakowa mamy być na to przygotowani.
Nowa dyrektywa podzieliła łańcuch dostaw wody do klienta na trzy obszary – pierwszy, czyli to, co dzieje się przed ujęciem, np. zanieczyszczenie rzek, do czego służy m.in. cały monitoring prowadzony przez WIOŚ. Drugi element to praca, którą wykonują przedsiębiorstwa wodociągowe, czyli ujmowanie, uzdatnianie i dystrybucja wody. A trzeci, absolutnie nowy i będzie obligatoryjny – odpowiedzialność administratorów i właścicieli budynków, np. spółdzielni mieszkaniowych, za jakość wody w instalacjach wewnętrznych. Unia uważa, że woda ma być dobra nie ta, która jest przy wodomierzu, ale ta woda właśnie w kranie, z której korzystanie promujemy. Przedsiębiorstwo wodociągowe musi szacować ryzyko i przygotowywać się na ewentualne zdarzenia. I tak w Krakowie to działa od kilkunastu lat. Zbudowaliśmy ten system, wiedząc, że dyrektywa się prędzej czy później zmieni. Obecnie nie jest ona jeszcze zaimplementowana do przepisów krajowych – komentuje specjalista.
Cała teoria, sprzęt i działania są zatem wykalkulowane tak, że szansa na przedostanie się zanieczyszczonej czy skażonej wody do kranów w Krakowie jest minimalna?
Nie mogę oczywiście rozwijać tematu infrastruktury krytycznej, ale ćwiczymy również scenariusze związane choćby z zagrożeniem terrorystycznym. Wdrażamy normy dotyczące ciągłości działania. Uwzględniamy różnego rodzaju czynniki, w tym nie tylko te środowiskowe, ale także celowe działania. Na takie scenariusze też musimy być przygotowani. Mamy różne zabezpieczenia, w tym te twarde, takie jak monitoring czy ochrona, ale także laboratoryjne. Jest mnóstwo zabezpieczeń, bo ta woda musi spełniać wymagania. Musi być czysta, zdrowa i bezpieczna dla ludzi, co jest filarem naszej działalności i na tym nam zależy. Nawet jeśli te skażenia występują w rzekach incydentalnie, to woda jest bezpieczna. Mogę zapewnić, że w przypadku zagrożenia natychmiast zamykamy ujęcia. System jest mocno zdywersyfikowany. Posiadamy cztery zakłady uzdatniania wody, których łączna zdolność produkcyjna wynosi 300 tys. metrów sześciennych na dobę. Zapotrzebowanie Krakowa wynosi połowę z tej liczby. Możemy zatem spokojnie zamknąć czasowo dane ujęcie, jeżeli przechodzi fala zanieczyszczenia. Robimy to nie tylko wtedy, kiedy jest skażenie, ale także wtedy, kiedy jakość wody jest pogorszona – mówi dr Tadeusz Bochnia.
Krakowskie wodociągi są przygotowane na każdy rodzaj zagrożenia?
Absolutnie tak. To, że te rzeczy są zapisane w nowej dyrektywie, a my robimy to od kilku, kilkunastu lat, to też jest wynik tego, że przewidujemy różnego rodzaju negatywne zdarzenia. Zabezpieczamy się, zanim jeszcze one do nas dotrą. Tak to wygląda – dodaje zastępca dyrektora produkcji Wodociągów Miasta Krakowa