List od wojewody otrzymał m.in. Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala im. Żeromskiego.
To pismo wzywające do przekazania wykazu osób, które mogłyby być oddelegowane. Tych, które m.in. mieszczą się w odpowiednim wieku, nie chorują na choroby przewlekłe i nie wychowują samotnie dzieci. Jeżeli chodzi o nasz szpital to nie dysponujemy żadną rezerwą kadrową. w tej chwili uruchamiamy nowy oddział covidowy, cały czas przyjmujemy pacjentów wymagających pilnej pomocy. W tej chwili koleżanki i koledzy siedzą i zastanawiają się, w jaki sposób obstawimy dyżury. Na przykład na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, gdzie akurat jednoczasowo z powodu covid wyłączyło nam się trzech lekarzy - wyjaśnia.
Podobne wezwanie trafiło do Renaty Godyń-Swędzioł, dyrektor Szpitala im. Narutowicza. Tu, podobnie jak w pierwszym z miejskich szpitali szefostwo placówki boryka się z poważnym brakiem kadry.
Na dzisiaj mam 202 pracowników na L4 plus 68 dodatnich covidów wśród pracowników. Więc niemal 300 osób. Bardzo trudno byłoby oddelegować pracowników wojewodzie. Zapowiedziałam, że tego nie zrobię. Niemożliwością jest taki krok. Dziś piszę do pana wojewody, że mam trudność w obstawie dwóch oddziałów - wyjaśnia.
Joanna Paździo, rzeczniczka Łukasza Kmity nie chciała komentować sprawy. Zapowiedziała, że wojewoda odniesie się do tematu dopiero, gdy zapadną konkretne decyzje w sprawie szpitali polowych.