To pierwszy Kiermash w tym roku. Marcowa edycja została odwołana ze względu na pandemię koronawirusa. Teraz lokalną modą zainteresowały się tłumy Krakowian. Kiermash odbył się jak zawsze w Muzeum Inżynierii Miejskiej, ale jednak w nowej przestrzeni - remizie tramwaju konnego. To najstarsza sala na terenie zajezdni, jej pamięć sięga 1882 roku. „W tym roku gościliśmy ponad pięćdziesięcioro lokalnych wystawców” – mówi Izabela Chyłek, współorganizatorka Kiermasu.
- Widzimy, że jest duża potrzeba poszukiwania rzeczy, które są zupełnie inne. Każdy z nas chce mieć rzeczy, które są dobre jakościowo. Tak samo, jak wiem, co jem, tak wiem, co ubieram, więc zwracamy także uwagę, co jest napisane na metkach. Często te rzeczy, które kupujemy na Kiermashu to tak naprawdę rzeczy dużo lepszej jakości, które się nie spierają po pierwszym praniu – dodaje Izabela Chyłek.
Kiermash jest okazją do zobaczenia i przymierzenia produktów od niewielkich, lokalnych producentów, których często można znaleźć tylko w Internecie.
- Ludzie przychodzą na taki kiermasz, żeby znaleźć coś, czego nie wiedzieli, że szukają. Ja znalazłam płaszcz.- Jestem tutaj, bo chcę wspierać niezależne marki, a nie duże sieciówki. A po drugie mogę tu znaleźć rzeczy, które świetnie wyglądają – mówią uczestnicy Kiermashu.
Na Kiermashu można było znaleźć nie tylko ubrania i biżuterię, ale także ekologiczne owijki, które są alternatywą dla folii spożywczej, a także kiszone warzywa. Nowością był także foodtruck, w którym można było kupić świeżo wyciskane soki.
Kolejna edycja Kiermashu planowana jest na grudzień. Swój udział zapowiedziało już ponad stu wystawców.