Kradzież psa w Londynie. Zrozpaczona właściciela szuka pupila
Portal dailymail.co.uk zdecydował się nagłośnić sprawę zaginięcia trzyletniego pieska rasy chihuahua, który został skradziony 28 marca bieżącego roku. Pupil 54-letniej Mel Clements przebywał wówczas wraz z nią i jej przyjaciółmi na barce zacumowanej w Harefield, niedaleko Uxbridge w zachodnim Londynie. Podczas krótkiej nieobecności właścicielki, która musiała udać się z wizytą do dentysty, ktoś włamał się na łódź i zabrał zwierzaka. Tym, co poruszyło serca Brytyjczyków (i nie tylko) był nie tyle sam fakt zaginięcia, ile determinacja, z jaką Celements prowadzi poszukiwania przyjaciela o imieniu Piglet, czyli Prosiaczek. W ciągu siedmiu miesięcy 54-latka wydała fortunę, żeby znaleźć swojego pupila i pomimo braku efektów, nie zamierza się poddać.
Przebyła 16 tysięcy kilometrów i wydała 100 tysięcy złotych. "Nigdy się nie poddam"
Mel Clements tak jak wielu właścicieli zaginionych zwierząt umieściła ogłoszenia z wizerunkiem ukochanego Pigleta w internecie, zaapelowała o pomoc w poszukiwaniach i wyznaczyła nagrodę dla znalazcy w wysokości 4 tysięcy funtów. Przez pierwsze trzy miesiące zwlekała z powrotem do domu w Derbyshire Dales, mieszkała w samochodzie i przeszukiwała okolicę, w której zaginął pies. W ciągu zaledwie pierwszych trzech dni przeszła dystans 200 kilometrów. Całe zaangażowanie w sprawę i brak powrotu do domu sprawił, że 54-latka straciła pracę.
Obecnie kobieta znajduje się w niemal nieustannej podróży, chcąc odszukać pupila. Większość czasu spędza w swoim Volvo, przemierzając Wielką Brytanię wzdłuż i wszerz, od najbardziej na północ wysuniętego John o' Groats w Szkocji po Land's End w Kornwalii. Plakaty ze zdjęciem Prosiaczka można znaleźć w całym kraju. Część z nich rozwieszają życzliwi ludzie, ale pozostałe sama właścicielka, która przebyła już 16 tysięcy kilometrów, nie tracąc nadziei, że wkrótce odnajdzie zaginioną chihuahuę. Oczywiście taka podróż niesie za sobą spore koszty i te po siedmiu miesiącach wynoszą ponad 100 tysięcy złotych. Mel Celements stanowczo jednak twierdzi, że nie zamierza ustać w poszukiwaniach.
Nigdy nie przestałam krzyczeć za moim chłopcem. Bez niego jestem nikim. Rozpieszczał mnie każdego dnia - wspomina właścicielka.
Losy Prosiaczka po zniknięciu pozostają nieznane. Niektórzy zgłaszali, że widzieli chihuahuę w okolicach kanału w pierwszym tygodniu po jego zniknięciu, co doprowadziło Clements do wniosku, że pies przerażony obecnością intruzów na barce mógł uciec. Nie wiadomo, czy ktoś, do kogo trafił Piglet, wie, że zwierzę jest poszukiwane. W rozmowie z dailymail.co.uk właścicielka stwierdziła, że „chętnie przeszłaby milion mil, jeśli zajdzie taka potrzeba” i dodała:
On jest moim życiem. Nie mam najbliższych krewnych. To naprawdę jedyny członek mojej rodziny"
Jeśli zwierzę się odnajdzie, z pewnością napiszemy o tym na łamach naszego portalu.