Marek Kufel, z Sao Beach nie kryje rozgoryczenia, bo w rekultywację terenu zainwestował sporą sumę pieniędzy, spłacił też długi po poprzednim właścicielu.
Czuję rozczarowanie. Może to wynika z nieznajomości tematu. Rozumiem troskę radnych, ale trzeba wziąć pod uwagę sytuację. Poprzedni właściciel prowadził konflikt z miastem i ten konflikt trwałby do tej pory. Stałby rozwalający się budynek, być może w tym roku by się zawalił, myśmy go rozebrali, ale to nie tylko kwestia posprzątania tego terenu, tylko doprowadzenia do stanu zgodnego z prawem. W sumie koszty, jakie ponieśliśmy to jest 1,6 mln. zł. Rok i dwa miesiące temu tam było tragicznie, Kraków ma szczęście do takich obiektów jak Szkieletor czy Motel Krak. Podjęliśmy próbę rozwiązania tego problemu - mówi.
Grzegorz Stawowy, radny z Komisji Mienia tłumaczy, że nie było żadnych podstaw do przekazania terenu bez przetargu. Podkreśla, że spółka podjęła decyzję o zainwestowaniu pieniędzy na własne ryzyko.
Jako radni, osoby które mają pieczę nad majątkiem gminy nie możemy patrzeć na to jakie decyzje biznesowe i ryzyka ponoszą przedsiębiorcy. Miasto nie może zabezpieczać wszystkich ryzyk właścicieli firm - stwierdza.
Dariusz Nowak, rzecznik Urzędu Miasta Krakowa nie kryje zaskoczenia decyzją radnych. Zapewnia jednak, że miasto otrzymało danej Sao Beach obietnicy.
My dotrzymaliśmy słowa, bo złożyliśmy wniosek do komisji mienia. Wyczerpaliśmy możliwości. Przedsiębiorca wiedział, że te możliwości są ograniczone do momentu złożenia wniosku, a później decyzję podejmują radni - zapewnia.
Zaprezentowana przez Sao Beach koncepcja zagospodarowania tego terenu uzyskała już zgody Zarządu Zieleni Miejskiej i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. W jej ramach miałby powstać niewielki budynek, piaszczysta plaża, drewniane podesty i plac zabaw dla dzieci.