Jak udało się ustalić, może ona pochodzić z czasów wielkiej rekonstrukcji Zamku Królewskiego, a więc sprzed nawet stu lat.
To klasyczna żarówka z włóknem żarowym, podłużnym, to włókno podłużne, splotowe, na kilku drucikach wychodzących z wewnętrznej szklanej pałeczki, która je utrzymuje. To nietypowa konstrukcja żarówki, charakterystyczna dla międzywojnia. Prawdopodobnie pochodzi z jednej z dwóch firm - OSRAM, która miała siedzibę w Katowicach, albo z Puław, w których swoją siedzibę miała firma HELIOS - mówi Mariusz Meus, pracownik Zamku Królewskiego i odkrywca artefaktu.
Andrzej Betlej, dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu zapewnia, że znalezisko zostanie na swoim miejscu. A Poźniej?
Jeżeli dotrwa do końca swojego żywota z pewnością nie zostanie wyrzucona na śmietnik. Myślę, że taki "cymes" powinien zainteresować krakowskie Muzeum Inżynierii i Techniki lub Muzeum Techniki w Warszawie - stwierdza.
Żarówka to niejedyne tego typu znalezisko na Wawelu. Ostatnio Mariusz Meus odkopał słupki graniczne otaczające Wzgórze Wawelskie, a w jednej z komnat odkryto XIX-wieczne kandelabry, które również nie znalazły się na żadnej z list zabytków.