Jest ciężko. Z reguły muszę chodzić na nogach, łapać autobus i kilka razy się przesiadać. Najgorzej jest jak kończę zmianę w nocy. Jak nie zdążę na tramwaj o 22:23, to nie mam czym wrócić do domu. Osoby, które kończą później niż ja, codziennie muszą korzystać z taksówek lub idą do domu na nogach, co zajmuje bardzo dużo czasu - mówi jedna z pracownic hipermarketu.
Dodatkowym problem są egipskie ciemności w Krakowie. Urzędnicy postanowili wyłączyć miejskie latarnie w nocy, bo jak twierdzą wtedy jest mały ruch i można zaoszczędzić nawet 20 tysięcy złotych. Pracownice sklepów są oburzone, bo jak twierdzą nikt o nich nie pomyślał. Jak komentuje jedna z nich.
Boimy się wracać do domu. Nic nie jeździ, a do tego jest ciemno. Codziennie wracam na piechotę i zajmuje mi to ponad 30 minut. Nie jest to przyjemny spacer - dodaje inna pracownica marketu.
Cięcia w komunikacji miejskiej były niezbędne. Sytuacja z wpływami z biletów stawała się dramatyczna. Zaczęliśmy dopłacać do komunikacji kilka milionów tygodniowo więcej. Niestety musimy patrzeć szeroką perspektywą. Te 10% mieszkańców, którzy podróżują nocą nie są w stanie utrzymać komunikacji miejskiej w Krakowie. Mamy pełną świadomość, że prosimy mieszkańców o dużą wyrozumiałość, bo sytuacja jest wyjątkowa. Na pewno jednym z rozwiązań jest podwożenie siebie na wzajem do domów - tak robimy w urzędzie. Na zasadzie solidarności społecznej musimy sobie pomagać, bo w tym momencie nie stać nas na utrzymanie komunikacji nocnej - komentuje całą sprawę Łukasz Franek z Zarządu Transportu Publicznego.