Sakrament bierzmowania jako chrześcijańska "matura"
Według zasad Kościoła katolickiego sakrament bierzmowania uznawany jest za rodzaj "matury", świadczącej o dojrzałości wiernych i gotowości do wiedzenia życia według wartości chrześcijańskich. Zazwyczaj przyjmuje się go na etapie szkoły średniej. Okazuje się jednak, że już samo dostąpienie do przyjęcia sakramentu wcale nie jest takie proste, a droga ku temu jest wymagająca i kręta. Swoją historią podzieliła się mama nastolatki, która niedługo podejdzie do bierzmowania. W liście do redakcji portalu edziecko.pl opowiada, że wymagania księdza co do bierzmowanej młodzieży są bardzo restrykcyjne.
— Pochodzę z rodziny wierzącej i tak też wychowuję swoje dzieci. Nie zawsze zgadzam się z poglądami księży i z tym że robią z Kościoła instytucję do pobierania pieniędzy, jednak jestem częścią tej wspólny, bo wierzę w Boga — zaczęła swoją historię matka córki, która obecnie podchodzi do bierzmowania. — Teraz się jednak coś zmieniło i czuję, że niedługo wybuchnę. Starsza córka przygotowuje się do bierzmowania, które przyjmie w przyszłym roku w maju. Jednak to, ile trzeba zrobić, aby dostać bierzmowanie, przechodzi ludzkie pojęcie. Nie mogę patrzeć na to, jak ona się męczy podczas tych wszystkich przygotowań — dodaje kobieta.
Wstawanie o 5 rano, groźby niedopuszczenia do sakramentu
Z opowieści mamy nastolatki, która wkrótce podejdzie do sakramentu bierzmowania wynika, że ksiądz postawił młodzieży wiele bardzo restrykcyjnych zasad i obowiązków. Nie tylko muszą uczestniczyć w spotkaniach i nauki modlitw, duchowny nakazał przychodzić młodzi muszą także obowiązkowo uczestniczyć w roratach, czyli adwentowych mszach, odprawianych przed wschodem słońca. W parafii, do której należą odbywają się one o 6 rano. Młodzież musi w nich uczestniczyć przed szkołą, co najmniej trzy razy w tygodniu. Mama dziewczynki wskazuje, że to ponad siły, ponieważ później spędzają jeszcze długie godziny w szkole.
— Oprócz ciągłych spotkań w kościołach i nauki modlitw ksiądz każe chodzić córce na roraty na 6 rano w Adwencie. Grozi, że nie dopuści do bierzmowania, jeśli którekolwiek z dzieci oleje to sobie. Córka wstaje po 5, później idzie do kościoła, a kiedy wraca, to ledwo ma czas na śniadanie i idzie do szkoły, w której siedzi do późnego popołudnia. Ona nawet nie ma czasu, żeby się wyspać. Zrozumiałabym, gdyby ksiądz kazał chodzić dzieciom na roraty raz w tygodniu. Jednak on zapowiedział, że mają być przynajmniej 15 razy, a to aż trzy dni w tygodniu. Szkoda mi dziecka, bo widzę, że się męczy — przekazała zmartwiona mama.