Maciej Stuhr w poniedziałek, 2 marca po raz dziewiąty poprowadzi galę Orłów. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" krakowski aktor opowiedział o swoich wrażenia z tak dużej imprezy. Przyznał, że nie ma znaczenia, która to jest gala, bo stresuje się tak samo. Jego nerwy są nawet większe niż przed premierą w teatrze.
Stuhr w rozmowie z dziennikiem odniósł się także do gestu, którym sparodiował posłankę Lichocką. Chodzi o pokazanie środkowego palca na portalu społecznościowym i udawanie ocierania łez. Nagranie aktora na Facebooku znalazło się w połowie lutego i wzbudziło sporo emocji.
Wielu osobom w Polsce przez ostatnie pięć lat pokazywano – może nie w światłach kamer – ten środkowy palec. Artystom, nauczycielom, sędziom, homoseksualistom, uchodźcom, wielu grupom społecznym. Gest Lichockiej to przypieczętował, a wielu zechciało go odwzajemnić lub przynajmniej pośmiać się z tej sytuacji. Przelało się – władza wreszcie oficjalnie pokazała nam to, co robi od dawna. - powiedział aktor w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Ale nie zapominajmy, że 40 proc. społeczeństwa to akceptuje i też ma ochotę pokazać środkowy palec Stuhrowi, warszawce, homoseksualistom, Oldze Tokarczuk i sędziom. Im się to podoba, latami czekali na tę możliwość i to, co zrobiła posłanka, wprawiło ich w zachwyt - dodał Stuhr.
Aktor podkreślił, że media społecznościowe są szansa na reakcję i obronę m.in. przed hejtem. Przyznał, że pewnego dnia zdał sobie sprawę, że nienawistne wpisy pod adresem jego, czy rodziny to często nic osobistego. Dodał, że "groźnie zaczyna się robić, gdy człowiek staje się obiektem hejtu w głównym programie informacyjnym".