Adam Zajkowski, menadżer Sylwii Peretti, jasno skomentował jej wpis
Do śmiertelnego wypadku przy moście Dębnickim w Krakowie doszło 15 lipca. Po ponad dwóch miesiącach matka sprawcy, celebrytka Sylwia Peretti, przerwała milczenie i zamieściła na Instagramie długi wpis skierowany do zmarłego syna oraz rozdarte na pół zdjęcie z 2021 roku przedstawiające to, jak Patryk prowadził ją do ołtarza. Całości towarzyszy piosenka "Gdzie teraz jesteś". W ten wieczór czułam dziwny niepokój. Jednak nigdy, nawet w najczarniejszych koszmarach nie pomyślałabym, że los w tak okrutny sposób, postanowi zabawić się naszym kosztem Synek... Pożegnanie odebrało mi cząstkę duszy (...). Tak bardzo Cię kocham dzieciaku, tak bardzo nie umiem bez Ciebie żyć, bo to już nie jest życie. Brakuje mi tylko jednej osoby, a czuję, jakby nie było nikogo..., napisała Sylwia Peretti. Wpis odbił się szerokim echem w mediach. Część internautów wyraziła niepokój z uwagi na stan psychiczny bohaterki "Królowych Życia", inna część natomiast skrytykowała ją, oskarżając o próbę podnoszenia zasięgów kosztem własnej tragedii. Pokłosiem tego jest komentarz samego menadżera Sylwii Peretti, Adama Zajkowskiego.
- Ten wpis to podsumowanie tego, co Sylwia czuje i co przeżywa matka po stracie dziecka. Wpis nie miał na celu wzbudzenia większego zainteresowania, tak po prostu czuła w tym momencie, nie są to działania planowane. Był taki moment, że poczuła, że chce to zrobić i to zrobiła. Myślę, że to element terapii i pożegnania. To jest coś, z czym ona się zmaga wewnętrznie i nie chce, żeby postronne osoby to komentowały - powiedział Adam Zajkowski w rozmowie z "Faktem".
Wypadek przy moście Dębnickim w Krakowie. Co ustalili śledczy?
W połowie lipca tego roku żółte Renault Megane RS wpadło w poślizg, zjechało z drogi i uderzyło w betonowy mur. Czwórka mężczyzn, która znajdowała się w samochodzie, zmarła. To mieszkańcy powiatu wielickiego w wieku 20 do 24 lat. Jak podała prokuratura, kierowca, Patryk P. miał 2,3 promila alkoholu we krwi oraz 2,6 promila w moczu. W miejscu, w którym doszło do wypadku, obowiązywało ograniczenie do 40 km/h. Jak wykazało śledztwo, Patryk P. ponad trzykrotnie przekroczył prędkość. Co więcej, w samochodzie nie stwierdzono obecności tzw. klatki zabezpieczającej, jak również tylnej kanapy pasażerskiej - takie informacje przekazała nam Prokuratura Okręgowa w Krakowie.