Mieszkańcy tej części miasta nie są zadowoleni z efektów przeciągającego się remontu. Pytają, czy mają do czynienia z klasycznym brakoróbstwem rodem z PRL-u, czy być może stoją za tym jakieś głębsze przesłanki.
Te latarnie są wisienką na torcie całego remontu. Jak można postawić latanię na dwóch różnych poziomach, to wygląda, jakby miało się zaraz przewrócić - zżyma się pan Aleksander, mieszkaniec Kazimierza.
Michał Pyclik z Zarządu Dróg Miasta Krakowa wyjaśnia, że budowa nie została jeszcze odebrana, a wykonawca zapewnił, że budowa przebiega zgodnie z przesłanym przez architektów planem.
Nasi inspektorzy są w trakcie weryfikacji tego, w jaki sposób te lampy zostały wskazane - stwierdza.
Stanisław Albricht, prezes firmy Altrans odpowiedzialnej za projekt zapewnia, że projekt nie zakładał tak osobliwego posadowienia latarń.
W projekcie było inaczej. Ale wykonawstwo, jak widać jest inne. Niestety tak się dzieje na budowach, choć dziać się nie powinno - stwierdza.
Dodaje, że być może wykonawca miał problem z niezaznaczonymi w planach instalacjami podziemnymi, dlatego na własną rękę przesunął latarnie o tych kilkanaście centymetrów.
Podobnego zdania jest Michał Pyclik.
Osobiście zakładam, że to właśnie taka sytuacja. Pod korą na zieleńcu jest jakaś infrastruktura i to przesunięcie o 10 cm pozwoliło na posadowienie lampy, bo 10 cm w lewo mielibyśmy ją np. na linii gazowej - wyjaśnia.
Dodaje, że jeżeli okaże się, że wykonawca sfuszerował roboty, to będzie musiał je poprawić.