Do zdarzenia doszło w miniony poniedziałek około południa w rejonie Włosienicy - miejsca, do którego dojeżdżają sanie wożące turystów do Morskiego Oka. Jeden z turystów, który wybrał się w Tatry, zarejestrował całą sytuację na telefonie komórkowym. Tak opisywał ją w rozmowie z naszym reporterem:
My usłyszeliśmy taki potężny huk. Bo te sanie to był potężny huk. Tylko zdążyliśmy się obrócić i zobaczyliśmy te konie. Żona wskoczyła w skarpę, ja córkę złapałem, żeśmy uciekli i ja nagrywałem dalej. No z 50 km/h to one na pewno miały. Ludzie tam zaczęli tak samo uciekać w las, w skarpy. Całe szczęście, że tam nie było nikogo starszego, czy z wózkiem, bo by nie uciekli. To coś przerażającego, masakra - mówi pan Mariusz.
Na szczęście ani ludziom, ani zwierzętom nic się nie stało.
Kilkaset metrów, ok. 300-400 przebiegły drogą. Jeden koń przewrócił się na bandę ze śniegu, sanie też wpadły w śnieg. Później dobiegł fiakier, sprawdził, czy koniom się nic nie stało. Prawdopodobnie przestraszyły się saneczek plastikowych. Trudno powiedzieć, to jest chwila - moment - mówi Zbigniew Kowalski z Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Konie zostały także zbadane przez lekarza weterynarza wezwanego na miejsce. Ten potwierdził, że zwierzętom nic nie jest i nadal mogą pracować na szlaku.
Sprawą zajmie się jednak Fundacja VIVA, która walczy o prawa zwierząt.