Czerwona strefa ogłoszona w Krakowie w związku z pandemią koronawirusa obowiązuje od 17 października. Wprowadza ona także nowe zasady, według których będą funkcjonowały lokale gastronomiczne. Między innymi w restauracji czy pubie będzie mogło być zajęte nie więcej niż 50% stolików, a lokale będą otwarte tylko do 21. Dla Ewy Cienki, która zarządza kilkoma restauracjami i hotelami, taki krok budzi dużą obawę.
- Już teraz wystarczy przejść po Krakowie i zobaczyć, że restauracje świecą pustkami. U mnie są teraz tylko pracownicy i puste stoliki. Możemy liczyć tylko na lokalnych turystów, osoby, które przyjadą z innych miejsc Polski zwykle na sobotę lub niedzielę. Dodatkowe ograniczanie godzin pracy lokali to skazanie ich na porażkę i konieczność zwijania interesu – mówi Ewa Cienki.
Krakowskie restauracje obawiają się, że jesienno-zimowy okres będzie wiązał się także ze zwolnieniami pracowników. Właściciele lokali gastronomicznych liczyli, że po pierwszym lockdownie, okres wakacyjny będzie momentem, kiedy restauracje odrobią trochę straty i przygotują się na drugą falę koronawirusa. To jednak nie do końca się udało.
- Wszyscy mogliśmy odczuć, że wakacje nie były dobrym czasem. Nie było turystów, był kiepski ruch w lokalach i nie udało się zarobić na trudniejszy okres, w który właśnie wchodzimy. Myślę, że będzie bardzo ciężko – mówi Leszek Lajkowski, zastępca prezesa Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej.
Choć w Krakowie będzie obowiązywała czerwona strefa, to Krakowska Kongregacja Kupiecka liczy, że w grudniu odbędą się jak co roku Targi Bożonarodzeniowe.
- W tej chwili rozmawiamy o tym z magistratem. Wydaje mi się, że targi nie są zagrożone. Z pewnością będzie dużo mniejszy obrót, ale ludzie tego potrzebują. Na targi przyjeżdżało zawsze dużo turystów, więc wydaje mi się, że przerwanie tej tradycji byłoby błędem – dodaje Lajkowski.