Proces odwoławczy po wypadku z udziałem Beaty Szydło. Kiedy zapadnie wyrok?
We wtorek, 14 lutego 2023 roku przed Sądem Okręgowym w Krakowie kończy się proces odwoławczy po wypadku w Oświęcimiu z udziałem Beaty Szydło. Prokuratura wniosła dla oskarżonego Sebastiana Kościelnika o uznanie go winnym i rok ograniczenia wolności, obrona - o uniewinnienie. Prawomocny wyrok w sprawie wypadku z udziałem Beaty Szydło i Sebastiana Kościelnika sąd wyda 27 lutego.
Obrońca Kościelnika Władysław Pociej i prokurator Rafał Babiński wygłosili mowy końcowe. Obrońca oskarżonego wskazywał, że Kościelnik miał prawo do rozpoczęcia wykonywania skrętu w lewo. Dodał również, że oskarżony nie miał obowiązku udzielenia pierwszeństwa w tamtej sytuacji.
Mój klient miał pełne prawo do rozpoczęcia wykonywania skrętu w lewo. Nawet gdyby uznać, że powinien jednak przypuszczać, nie wiadomo za bardzo na jakiej podstawie, że będą nadjeżdżały kolejne pojazdy, to zgodnie z prawem o ruchu drogowym i zgodnie z tezą zawartą przez człowieka z Instytutu Ekspertyz Sądowych on nie miał obowiązku udzielenia pierwszeństwa w tej konfiguracji pojazdów i terenu - mówił obrońca.
W mowie końcowej adwokat wskazywał, że jego klient prawidłowo manifestował chęć skrętu poprzez włączony kierunkowskaz, a także, że chcąc wykonać manewr skrętu, powinien ustąpić pierwszeństwa pojazdom z naprzeciwka – i tylko nim. Nie miał za to obowiązku przypuszczać, "że ewidentny pirat drogowy będzie go wyprzedzał na skrzyżowaniu, przekraczając podwójną linię ciągłą oraz z niedozwoloną zwiększoną prędkością niż dozwolona administracyjnie".
"Twierdzę, że pojazd rządowy nie posiadał statusu uprzywilejowanego" – mówił adwokat Pociej. Powołując się na monitoring, dodał, że pierwszy pojazd używał tylko sygnału świetlnego niebieskiego, a pomiędzy pierwszym a drugim i trzecim pojazdem powstała duża odległość. Wskazał, że na decyzję o skręcie oskarżonego w lewo zdecydował "brak innych pojazdów, brak sygnałów dźwiękowych i brak czerwonego światła na pojeździe pierwszym".
Prokurator natomiast podnosił, że oskarżony niesłusznie gra "ofiarę systemu". Przywołując opinie biegłych, zakwestionował przydatność dowodową świadków, którzy twierdzili, że kolumna poruszała się bez sygnałów dźwiękowych. Sąd pierwszej instancji również uznał, że kolumna poruszała się bez takiego oznakowania.
- Nie twierdzę, czy świadkowie słyszeli, czy nie słyszeli, ale oczekiwałem od sądu pierwszej instancji, że ta wątpliwość zostałaby dostrzeżona i rozstrzygnięta. Ale tego w rozstrzygnięciu sądu nie znalazłem i to również musiało znaleźć wyraz w pisemnej apelacji – zaznaczył prok. Babiński.
Prokurator wskazał również, że sąd popełnił błąd w ustalaniu zachowania kierowcy audi. "Dla przeciętnego kierowcy posiadającego prawo jazdy jest oczywiste, że kierujący samochodem audi nie wykonywał manewru wyprzedzania, on wykonał manewr omijania stojących pojazdów. Nie omija się pojazdów w ruchu – jego się wyprzedza, nie wyprzedza się samochodu stojącego przy krawężniku – jego się wymija" – mówił.
Podkreślił jednocześnie, że kierowca audi zachował się adekwatnie do sytuacji. Powołując się na opinie biegłych mówił, że nie miał on żadnej możliwości wykonania innego manewru, jechał w kolumnie trzech samochodów jako drugi, a decyzje podejmował prowadzący z pierwszego pojazdu.
Stwierdził w swojej mowie końcowej, że oskarżony przerwał rutynowy ciąg czynności prawidłowego skrętu w lewo, a "to zachowanie dało asumpt prowadzącemu kolumnę do przekazania informacji o kontynuacji manewru" i przeczytał fragment opinii biegłych mówiący o tym, że "manewr ponownego ruszenia fiata stał się bezpośrednią przyczyną kolizji z samochodem audi".
Kwestią sporną była także płyta z nagraniem monitoringu z kamery, która została uszkodzona. Zdaniem obrony była ona dowodem, prokuratura jednak stwierdziła, że nie wnosiła nic do sprawy.
Oświęcim: wypadek z udziałem Beaty Szydło
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Policja podała, że trzy rządowe samochody z Szydło (jej pojazd był w środku) wymijały fiata seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto, którym jechała ówczesna szefowa rządu, a które w konsekwencji uderzyło w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusz BOR. Prokuratura oskarżyła kierowcę fiata - Sebastiana Kościelnika - o nieumyślne spowodowanie wypadku.
Młodego kierowcę oświęcimski sąd uznał w 2020 r. winnym nieumyślnego spowodowania wypadku, zarazem warunkowo umorzył postępowanie na rok. Sąd uznał także, że za wypadek odpowiada też kierowca BOR. Z taką decyzją sądu nie zgodziła się ani prokuratura, ani obrona Kościelnika. W marcu 2021 roku ruszył proces odwoławczy w tej sprawie, który toczył się przed Sądem Okręgowym w Krakowie.
Dowiedz się więcej: Ruszyła apelacja ws. wypadku Beaty Szydło. Świadkowie będą znowu przesłuchiwani
Czy kolumna rządowa była uprzywilejowana? Prokuratura: to nie ma znaczenia
W toku procesu odwoławczego obrońca Sebastiana Kościelnika, adw. Władysław Pociej wnioskował o ponowne przesłuchanie byłych oficerów Biura Ochrony Rządu (obecnie Służba Ochrony Państwa) po serii wywiadów i doniesień medialnych. Przypomnijmy, że Piotr Piątek, były oficer BOR przyznał m.in. w programie "Czarno na Białym" TVN24, że podczas poprzednich przesłuchań nie mówił prawdy na temat użycia przez rządową kolumnę sygnałów dźwiękowych oraz, że pojazdy używały jedynie sygnałów świetlnych. Dodał też, że kłamstwa w tej sprawie dopuścili się inni funkcjonariusze.
Obrona wskazywała, że kwestia użycia bądź nie sygnałów dźwiękowych przez rządowe pojazdy jest niezwykle istotna, bowiem na tej podstawie można ustalić, czy kolumna była uprzywilejowana.
Jeśli były tylko koguty bez dźwięku, to nie jest to kolumna uprzywilejowana i obowiązują ją standardowe zasady ruchu drogowego. To oznacza, że BOR-owcy jadący z premier nie mieli prawa wyprzedzać skręcającego fiata, i to na podwójnej ciągłej. I wina jest ich, a nie chłopaka – przekazał wysoko postawiony policjant w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Były funkcjonariusz BOR złożył zeznania w kwietniu 2022 roku. W rozmowie z dziennikarzami przed wejściem na salę, zadeklarował chęć podtrzymania swoich wcześniejszych publicznych przekazów (że sygnały dźwiękowe nie były włączone). Rozprawa z jego udziałem odbyła się za zamkniętymi drzwiami.
Prokurator okręgowy Rafał Babiński - pytany o to, czy w kontekście treści złożonych przed sądem zeznań, koncepcja prokuratury, co do przebiegu zdarzenia sprzed ponad pięciu lat się zmieniła - odpowiedział: "nie, w najmniejszym stopniu".
Przedmiotem oceny sądu był sposób zachowania kierowcy seicento. Został on ustalony na podstawie określonego materiału dowodowego (...) Ten materiał to zeznania świadków, protokoły oględzin, w końcu opinie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że treść zeznań w najmniejszym stopniu nie zmienia ustaleń dotyczących odpowiedzialności i sposobu zachowania kierowcy seicento 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu - wyjaśnił prokurator okręgowy.
Jego zdaniem "błędne informacje medialne" mają wskazywać na to, "kwestia sygnałów dźwiękowych i świetlnych ma tutaj znaczenie". "Znaczenie ma sposób zachowania kierowcy seicento i to jego zachowanie poddawane jest ocenie" - podkreślił prok. Babiński. Dodał, że "kwestia tego, czy były sygnały dźwiękowe czy nie, jest wtórna".
Sebastian Kościelnik: "Koszmar, który zmienił moje życie"
Przed rozprawą, 10 lutego, nieprawomocnie skazany Sebastian Kościelnik podzielił się w mediach społecznościowych przemyśleniami na temat długiego procesu.
Dzisiaj mija równo 6 lat, sześć długich, wyboistych i niespokojnych lat trwa, ta nierówna od samego początku batalia. W końcu jak można mówić o równości, gdy cały aparat państwa został zaangażowany do działania wobec obywatela, który miał czelność stanąć władzy na drodze? (...) Zabrakłoby tu miejsca, bym mógł opisać całokształt tego koszmaru, które zmieniło moje życie, w wieczną tułaczkę po sądach i nieustanny stres po dziś dzień. Nie poddaję się i niezmiennie wierzę, że prawda zwycięży i zostanę uniewinniony! - przekazał na Twitterze.