Krakowskie hotele na razie w rozruchu, ale branża uspokaja: "to dopiero początek". Walentynkowy weekend sprawdził do stolicy Małopolski gości z całego kraju, ale holetarze przyznają, że większość z nich robiła po prostu przystanek w drodze do, albo z Zakopanego. Sytuacja nie jest idealna, ale, jak podkreśla Wiceprezes Małopolskiej Izby Hotelarskiej Jacek Legendziewicz, lepszy jakiś ruch niż żaden.
Tu mamy 62 pokoje zajęte obecnie na 205 dostępnych, czyli do 50 procent mamy jeszcze trochę daleko, ale mamy jeszcze kilka przyjazdów, więc mamy nadzieję, że zgodnie z rezerwacjami dobijemy do 75 pokojów - mówi.
Goście również są zadowoleni z nowej sytuacji, która umożliwia im jakiekolwiek podróżowanie.
W restauracji nie idzie posiedzieć, ale na pokój przyniosą, nie trzeba robić samemu cały czas jedzenia. Coś innego. Na basen sobie można iść, czy do sauny. Super sprawa - mówi gość jednego z krakowskich hoteli.
Jacek Legendziewicz przyznaje, że w skali miesiąca takie obroty jak obecnie nie wystarczą aby w pełni pokryć wszystkie wydatki, co najmocniej odbija się na pracownikach. Niektórzy pracują za minimalne kwoty. Niektóre krakowskie hotele i pensjonaty jeszcze się nie otworzyły, bo nie miały tyle rezerwacji, by to się opłacało. Hotelarze mają nadzieję, że ruch się zwiększy, gdy ludzie oswoją się z myślą o ponownej możliwości wyjazdów.