Jechał kierując się Google Maps. Zginął, bo mostu nie było od kilku lat
Większość z nas nie wyobraża sobie jazdy bez nawigacji, szczególnie w obcym mieście. Są też tacy, którzy zachodzą w głowę, jak pokolenia naszych rodziców i dziadków jeździły po Polsce, gdy nawigacji jeszcze nie było. Tajemnicą była papierowa mapa, dobre oznakowania, a w razie potrzeby zatrzymywanie się i pytanie o drogę w imię zasady "koniec języka za przewodnika". Można postawić tezę, że nierzadko było to o wiele bardziej efektowne i bezpieczniejsze. Szczególnie, jeśli pomyśli się o historii, która wydarzyła się w USA. Jesienią ubiegłego roku w Hickory, w Północnej Karolinie, 47-letni mężczyzna wracał vanem z urodzin, z domu swojego przyjaciela. Było ciemno i padał deszcz, a więc - jak twierdzą prawnicy rodziny, która pozwała Google - jechał ostrożnie. Nie znał jednak okolicy, dlatego włączył w telefonie nawigację, Mapy Googla, które pokierowały go na most. Doszło do tragedii, ponieważ most nie istniał od prawie dekady.
Rodzina zmarłego kierowcy pozywa Google Maps
Śmiertelnemu wypadkowi nie jest winna jedynie nawigacja, bowiem przed mostem - drodze prowadzącej w dół do rzeki - nie było wówczas oznakowań ostrzegawczych czy barierek (zostały zniszczone przez wandali). Do tragedii nie doszłoby jednak, gdyby Google Maps były aktualne. Rzecznik prasowy Googla przesłał rodzinie zmarłego tragicznie 47-latka kondolencje, jednak rodzina postanowiła pozwać internetowego giganta oraz trzy inne firmy, które są za teren, na którym doszło do wypadku.