Jeżeli dojdzie do wypłaty w takiej kwocie, to będziemy mogli mówić o rekordzie. Robert Janczewski został uniewinniony w sprawie "Skóry" 31 października ubiegłego roku przez Sąd Apelacyjny w Krakowie. Mecenas Łukasz Chojniak tłumaczy, że są jednak szkody których nie naprawią żadne pieniądze.
Aleksander Ruszkowski: Zacznijmy może od tego, jak ocenia pan decyzję Sądu Apelacyjnego, który uniewinnił pana klienta.
Łukasz Chojniak: To stanowisko jest absolutnie zgodne z tym, co jako obrońcy powtarzaliśmy od samego początku. W tej sprawie nie było i nie ma żadnego dowodu, który mógłby wskazywać w jakikolwiek sposób na związek Roberta z zarzucaną mu sprawą. Tylko przez niezrozumiały i absolutnie nieakceptowalny ślepy upór organów ścigania, które za cel postawiły sobie, żeby koniecznie przypisać tę sprawę Robertowi, miał on finalnie nie tylko przedstawione zarzuty, ale 7 lat, jako niewinny człowiek, spędził w bardzo trudnych warunkach w areszcie śledczym. Natomiast wyrok Sądu Apelacyjnego potwierdza to, co mówiłem od samego początku. To znaczy – próbowano za wszelką cenę połączyć z tą zbrodnią osobę niewinną, bo Robert jest niewinny.
AR: Jak odniesie się Pan do wniosku o kasację złożonego przez prokuraturę?
ŁCH: My do tej kasacji odniesiemy się pisemnie. Ja zapoznałem się już z kasacją, którą prokurator złożył. Mamy w niej tak naprawdę próbę przeniesienia postępowania dowodowego do Sądu Najwyższego. Prokurator nie akceptuje oczywistości w tej sprawie, nie chce się pogodzić z tym, że dowodów nie ma i w ten sposób, przez kasację, próbuje zakwestionować prawidłowe rozstrzygnięcie sądu apelacyjnego. Ma oczywiście prawo, żeby kasację wnieść, ale zwracam państwa uwagę na to, że prokurator od samego początku powtarzał, że on się nigdy nie pogodzi z tym wyrokiem Sądu Apelacyjnego. Od początku go kwestionował, zanim jeszcze powstało pisemne uzasadnienie tego wyroku. Więc co do obiektywizmu tak sporządzonej kasacji mam daleko idące wątpliwości.
AR: Czyli myśli pan, że raczej tutaj nie ma szans na powodzenie prokuratury?
ŁCH: Nie jest moją rolą oceniać kasację za Sąd Najwyższy. Mówię to jako obrońca uniewinnionego w tej sprawie. Decyzję podejmuje zawsze sąd, w tym przypadku Sąd Najwyższy. Z mojej perspektywy, oceniając sprawę na chłodno, z boku, rzeczowo, taka kasacja jest pozbawiona uzasadnionych podstaw.
AR: Wiemy, że pan Robert domaga się 20 milionów złotych za niesłuszny areszt. Jak ta kwota została wyliczona?
ŁCH: Jest to kwota, która wynika z uwzględnienia, po pierwsze, długotrwałego tymczasowego aresztowania. Przypominam, że Robert ponad 7 lat był tymczasowo aresztowany. Jest osobą niewinną. Tymczasowe aresztowanie wiąże się z bardzo daleko idącymi dolegliwościami. Każde tymczasowe aresztowanie to jest brak kontaktu, najczęściej z rodziną, ze światem zewnętrznym. Dodatkowo Robert w tej sprawie przez bardzo długi okres był traktowany jako więzień niebezpieczny. To z kolei oznaczało, że był nieustająco sprawdzany, monitorowany. Jego cela była przeszukiwana. Był pod stałym oświetleniem, wyprowadzany w kajdanach zespolonych. Przez długi czas pobytu w areszcie nie pozwolono mu wykonywać zabiegów higienicznych. Wykonywano z nim badania, które naruszały jego sferę intymności i oddzierały go z godności. Wreszcie, co trzeba też jasno powiedzieć, jego stan zdrowia w sposób absolutnie nieodwracalny, co wynika z dokumentacji, którą założyliśmy do wniosku, uległ pogorszeniu. Biorąc pod uwagę wszystko, a więc czas trwania tymczasowego aresztowania, a także kwoty, jakie sądy zasądzały w przypadku odszkodowań czy zadośćuczynień za zatrzymanie czy tymczasowe aresztowanie, wydaje nam się, że ta kwota jest absolutnie uzasadniona. Ja też zwracam uwagę na jedną rzecz – to nie jest kwestia prośby ani nadzwyczajnej szczodrości ze strony Skarbu Państwa. Niewinny człowiek był tymczasowo aresztowany przez długi czas. Niewinnemu człowiekowi zniszczono, zrujnowano życie. To jest po prostu kwestia elementarnej odpowiedzialności państwa za to, co robi wobec obywateli. Nie może być tak, że państwo mogłoby niszczyć życie obywatela, pozbawiając go na tak długi czas, w tak trudnych warunkach, wolności i nie ponosić z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Więc ten wniosek, tak naprawdę, to jest kwestia rozliczenia tego, co się wydarzyło i naprawienia tych krzywd, które Roberta spotkały.
AR: W opinii publicznej funkcjonuje obraz najbardziej brutalnej zbrodni w Krakowie i nazwisko pana klienta łączyło się z tym przez lata. Jak pan myśli, czy dla pana klienta ważniejsza byłaby rekompensata finansowa, czy pełne oczyszczenie z zarzutów w opinii publicznej, oczyszczenie tego nazwiska?
ŁCH: Mój klient jest oczyszczony z zarzutów i ktokolwiek łączyłby mojego klienta z tą sprawą po wyroku Sądu Apelacyjnego w sposób bardzo drastyczny naruszyłby jego dobra osobiste. Wyrok Sądu Apelacyjnego zamyka tę sprawę. Inną rzeczą oczywiście jest to, że poprzez takie a nie inne działania, chociażby prokuratury w czasie, kiedy Robert był tymczasowo aresztowany, poprzez na przykład przekazywanie do mediów komunikatów, które miały rzekomo wskazywać na znalezienie dowodów przełomowych, nieodwracalnie wpływano na postrzeganie Roberta w opinii publicznej. Między innymi dlatego właśnie skierowany jest wniosek o zadośćuczynienie - dlatego że krzywda związana z tymczasowym aresztowaniem i konsekwencje tego tymczasowego aresztowania daleko wykraczają poza sam czas trwania tego środka. Oczekujemy, że skarb państwa poniesie odpowiedzialność.
AR: 22,5 miliona złotych to byłaby chyba rekordowa kwota w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. Czy uważa pan, że takie roszczenie jest realne?
ŁCH: Nigdy nie patrzyliśmy na to w ten sposób, czy jest to kwota najwyższa, czy nie. My nie ścigamy się na rekordy. To po prostu jest kwota, która jest w sposób odpowiedni uzasadniona w tym wniosku. Nie jest ona podana abstrakcyjnie. Podajemy kalkulację, dlaczego taka a nie inna wysokość zadośćuczynienia jest przez nas oczekiwana. Sposób wyliczenia tej kwoty przedstawiłem przed chwilą i gdybym nie uważał, że jest ona realna, nigdy byśmy takiej kwoty nie zaproponowali we wniosku. Nigdy byśmy o taką kwotę nie występowali. Więc tak - uważamy, że ta kwota jest uzasadniona, a jeżeli jest uzasadniona, to jest absolutnie realna do osiągnięcia. Postrzegana może być różnie. Oczywiście większość z nas może powiedzieć, że to duża kwota, ale zwracam uwagę państwu na to, że my mówimy o tym, że człowiekowi bezpowrotnie zrujnowano życie i przez 7 lat w bardzo trudnych warunkach był pozbawiony wolności. Nikomu naprawdę nie życzę takiego piekła i tak naprawdę pieniądze, jakie by nie były – może zabrzmi to trywialnie, ale to jest prawda – pieniądze jakiekolwiek by nie były, do końca i tak nigdy tej krzywdy, która Roberta spotkała, nie naprawią.
AR: Czy w takim razie, jeżeli sąd przyzna niższe albo znacznie niższe odszkodowanie, to czy pana klient zaakceptuje to, czy będzie chciał walczyć dalej o pełną kwotę?
ŁCH: To jest dyskusja absolutnie bezprzedmiotowa. Na tym etapie rozpoczynamy dopiero postępowanie. My nie zakładamy, żeby rozstrzygnięcie było inne niż przez nas oczekiwane i postulowane, ale oczywiście tutaj decyzję podejmuje sąd. Jakie by rozstrzygnięcie nie było, decyzję podejmuje się wtedy, kiedy ono zapada. Skupiamy się teraz na tym, żeby przedstawić sądowi wszystkie argumenty, które świadczą o tym, że jest to zasadne roszczenie.
AR: Jeszcze chciałem wrócić do tego wątku kasacji, ponieważ co gdyby jednak okazało się, że zostałaby uwzględniona. Czy wróciłby pan do tej sprawy? Czy byłby pan gotów zmierzyć się z kolejnym procesem?
ŁCH: Decyzję zawsze w tym zakresie podejmuje mój klient. To klient jest ostateczną instancją, jeśli chodzi o wybór obrońców, którzy go reprezentują. Natomiast nie ulega wątpliwości, że w tej sprawie pracujemy ze sobą już bardzo długo i z mojej perspektywy nawet gdyby doszło do tego, że postępowanie jeszcze by musiało trochę potrwać co do meritum, niczego to nie zmienia, ponieważ dalej jesteśmy przekonani co do tego, że dowodów w tej sprawie nie ma i naprawdę kolejne rozpoznanie sprawy niczego tu nie zmieni. Żadne nowe dowody tu się nie pojawią. Ponowne rozpoznawanie sprawy po prostu byłoby kompletnie bezcelowe, dlatego że z pustego Salomon nie naleje. Tych dowodów się nie wytworzy. Tych dowodów po prostu w tej sprawie nie ma.
AR: Tak jak pan sam wspomniał, prowadzi pan tę sprawę od wielu lat. Co dla pana jako adwokata było w tej sprawie najtrudniejsze?
ŁCH: O tym z chęcią porozmawiam, ale póki co ta dyskusja nie jest o mnie. Na pewno jest to sprawa, która bardzo dużo wymaga od obrońcy, ale proszę mi pozwolić tę myśl rozwinąć w przyszłości, kiedy wszystkie sprawy Roberta będą definitywnie zamknięte. Na razie najważniejsza jest sprawa Roberta. Na tym chcemy się skupić.