"To nie jest protest ani strajk, bo my już nie mamy o czym rozmawiać." 26 lekarzy specjalistów Szpitala dziecięcego w Krakowie Prokocimiu złożyło w czwartek wypowiedzenia. To efekt zbyt niskich zarobków i zbyt dużego nawału pracy. Jeśli nic się nie zmieni, to od stycznia placówka będzie miała problem z normalnym funkcjonowaniem.
Są to lekarze z oddziału pediatrycznego, oddziału pulmonologii, z oddziału nefrologii oraz z oddziału leczenia żywieniowego. W związku ze złożonymi przez kolegów i koleżanki wypowiedzeniami dalsza działalność tych specjalistycznych oddziałów stoi pod znakiem zapytania - mówi neurochirurg ze Szpitala w Prokocimiu Łukasz Klasa.
Dyrektor Szpitala Krzysztof Fyderek w ramach protestu zrezygnował z dalszego pełnienia funkcji. To również reakcja na brak takowej ze strony Ministerstwa Zdrowia. Dymisję dyrektora przyjął Rektor Collegium Medicum Profesor Tomasz Grodzicki, który wprawdzie nie chce składać broni, ale też nie wie co może robić. Uniwersytet Jagielloński nie dysponuje pieniędzmi, z których mógłby zapewnić podwyżki dla personelu szpitala. Takie pieniądze może zabezpieczyć jedynie rząd.
Ja jestem przed rozmowami z lekarzami. Trudno sobie wyobrazić to, że dzieci z Krakowa będziemy przewozić do Warszawy czy do Łodzi. Teoretycznie jest to możliwe, ale nawet wówczas za chwilę ten sam problem będzie w Warszawie i w Łodzi. Tutaj są potrzebne rozwiązania systemowe - mówi Profesor.
Lekarze mówią wprost, że nie widzą szans na zmianę decyzji w obecnej sytuacji finansowej szpitala. Ten jest zadłużony na 40 milionów złotych. Połowa z tego to niezapłacone świadczenia Narodowego Funduszu Zdrowia, ale nawet ich spłata nie sprawi, że będzie można dać personelowi podwyżki.
Obecnie za godzinę dyżuru w dziecięcej placówce publicznej lekarz specjalista może liczyć na wypłatę 35 złotych brutto. W placówkach prywatnych ta kwota jest kilkukrotnie wyższa.
Polecany artykuł: