Wyrok zapadł, pieniędzy brak. Dłużnik będzie spłacał 240 tysięcy złotych przez 400 lat

2025-09-03 13:16

Przedsiębiorca z Krakowa od dekady walczy o swoje pieniądze. Mimo wyroku sądu i obowiązku naprawienia szkody, dłużnik spłaca mu jedynie 50 zł miesięcznie. W tym tempie odzyskanie całej kwoty zajmie… cztery stulecia – poinformował Polsat News.

Sąd

i

Autor: Pixabay.com

Umowa, która zakończyła się dramatem

Pan Józef Wilczyński z Krakowa przez cztery dekady prowadził firmę budowlaną. W 2013 roku podpisał umowę z przedsiębiorcą Andrzejem W. na wykonanie prac budowlanych w Chorzowie. Po zakończeniu robót miał otrzymać blisko 240 tys. zł.

„To było w marcu 2013 roku. Podpisałem z nim umowę na wykonanie w Chorzowie robót budowlanych typu tynki i docieplenie ścian. Robota miała być zapłacona miesiąc po zakończeniu. Kontaktu z tym inwestorem nie miałem już po tygodniu, ale pomyślałem, że jeszcze te 2-3 tygodnie wytrzymam, będzie ok. Chodziło o prawie 240 tys. zł” – mówił Polsat News pan Józef.

Jego żona Jolanta Kasicka od początku miała złe przeczucia wobec kontrahenta. „Mnie się nie podobał ten człowiek. Od początku mi się nie podobał. To tak zwana intuicja kobieca. Później zadaliśmy pytanie: co będzie, jak nie będzie pieniędzy do zapłaty? To chodźcie, wybierzcie sobie mieszkanie. I ja osobiście chodziłam, wybierałam mieszkanie” – wspominała w rozmowie z Polsat News. Jak dodał pan Józef: „I to mieszkanie sprzedał jako pierwsze, tylko nie mnie. Znam przynajmniej czterech przedsiębiorców, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji”.

Proces i wyrok, ale spłata po 50 zł

Po latach starań sprawa trafiła do sądu. Jak przekazał Polsat News, Andrzej W. został uznany za winnego zarówno w sądzie gospodarczym, jak i karnym. Otrzymał rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz nakaz zwrotu pieniędzy.

„No więc od tego momentu zaczął spłacać… po 50 zł” – relacjonowała Jolanta Kasicka. „Przyszły mi jakieś pieniądze z sądu, z Krakowa, z jakiejś masy upadłościowej. To było 20 000 czy 21 000 zł. I od tego momentu przychodziło mi po 50 zł co miesiąc” – dodał pan Józef.

Sąd nie zdecydował się jednak odwiesić kary pozbawienia wolności, uznając, że dłużnik nie uchyla się od obowiązku, skoro dokonuje choćby minimalnych wpłat. „Rzeczywiście było zainicjowane postępowanie w przedmiocie zarządzenia wykonania kary skazanemu i sąd odmówił zarządzenia wykonania tej kary, stwierdzając, iż skazany nie uchyla się od wykonania tego obowiązku. Trzeba przypomnieć, że zarządzenie wykonania kary nie następuje z automatu wtedy, kiedy ktoś na przykład nie naprawia szkody, ale tylko wtedy, kiedy uchyla się od tego obowiązku” – wyjaśnił Maciej Czajka z Sądu Okręgowego w Krakowie.

Pan Józef gorzko podsumował: „Czyli w tym tempie spłaci 600 zł w rok. Na spłatę 6000 zł potrzeba dziesięciu lat, no to prawie czterysta lat, żeby spłacił całą kwotę”.

Kraków Radio ESKA Google News

Niespełnione obietnice i rozczarowanie

Według pana Józefa, gdyby sprawa nie przeciągała się w sądzie, pieniądze można było odzyskać wcześniej. „Była możliwość ściągnąć od niego większy majątek, gdyby te sądy nie przeciągały sprawy. A on zdążył majątek już upłynnić w Chorzowie, gdzie miał tam działki. Myśmy się procesowali, a on te działki sprzedał” – stwierdził.

Jego żona dodała: „Wiem, że żona ma kilka firm w Katowicach. Mieszkają gdzieś, czymś się jeździ, bo nie chodzi na piechotę. W momencie, kiedy myśmy byli oglądać tę robotę w Chorzowie, to przyjechał pięknym bmw”.

Reporterzy Polsat News próbowali również porozmawiać z rodziną Andrzeja W. Jego brat powiedział: „Nie wiem, gdzie go szukać. To jest brat mój, ale nie utrzymujemy w ogóle kontaktu. Ja ino tyle wiem, że po prostu, że gdzieś mu tam nie powypłacali czy coś i firma poszła…”.

Żona dłużnika odmówiła odpowiedzi na pytania. „Szczegółów na ten temat nie znam, nie będę się wypowiadać. Ja myślę, że jeżeli pan też nie zna szczegółów, to nie powinien pan w ogóle zabierać głosu. Można zakłamywać rzeczywistość, a z tego co widzę jest ono zakłamywana. Tak więc bardzo dziękuję” – powiedziała.

Ostatnia szansa na odzyskanie pieniędzy?

Mimo że pan Józef nie wierzy już w sprawiedliwość, według prawników istnieje jeszcze nadzieja. „W kodeksie karnym został określony nowy rodzaj przestępstwa: uchylanie się od wykonania obowiązku naprawienia szkody. Za tego rodzaju przestępstwo w tej chwili grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu. Osoba, która uchyla się od wykonania obowiązku, jeżeli w terminie do trzydziestu dni od pierwszego przesłuchania w charakterze podejrzanego spełni w całości świadczenie objęte wyrokiem sądu karnego, wtedy nie będzie ponosić odpowiedzialności. I to w zasadzie w mojej ocenie jest w tej chwili jedyna szansa dla osoby pokrzywdzonej” – powiedział w rozmowie z Polsat News radca prawny Janusz Krakowiak.

Sam poszkodowany nie ma jednak złudzeń: „Przez tę stratę skończyłem z budowlanką. Musiałem zapłacić pracownikom, musiałem podatki zapłacić, ZUS-y, długi w składach budowlanych uregulować. No i musiałem jeszcze za coś żyć”.

Na zakończenie żona pana Józefa stwierdziła: „Nie wierzę, że dostaniemy jakieś pieniądze. On wyprowadził wszystko, co się dało wyprowadzić. Nie po to to robił, żeby płacić, tylko po to, żeby jemu było dobrze. Natomiast chcę tylko tyle, żeby się wstydził, żeby się wstydziły jego dzieci za niego”.

Źródło: Polsat News, materiał „Interwencji”

Ogród Zakładu Karnego Nowa Huta w Krakowie. Tutaj osadzeni sadzą kwiaty i dbają o rośliny [GALERIA]

Pokój Zbrodni - Maciej „Slab” Krakowian, pilot F16