Sylwia Peretti zabrała głos w sprawie śmierci syna
Do wypadku przy moście Dębnicki w Krakowie, w którym zginął Patryk P. oraz trzech młodych mężczyzn doszło w nocy 15 lipca. Wówczas syn Sylwii Peretti, prowadząc z nadmierną prędkością żółte Renault Megane stracił panowanie nad pojazdem i dachował na bulwarze Czerwieńskim. Wszyscy pasażerowie samochodu zginęli na miejscu. Po tej tragedii matka Patryka wycofała się z życia publicznego, aby mój pogodzić się ze śmiercią jedynego dziecka. Sylwia Peretti długo nie komentowała wydarzeń, które rozegrały się latem w Krakowie. Ostatnio postanowiła jednak przerwać milczenie. W rozmowie z Wiktorem Krajewskim na łamach magazynu "Viva" wyznała, że wraz ze śmiercią syna, umarła też cząstka jej samej.
— W nocy z 14 na 15 lipca mój jedyny syn zginął w wypadku samochodowym. A ja? Ja umarłam razem z nim. Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie. To wydarzenie nie dociera jeszcze do mnie i chyba nigdy nie dotrze. Teoretycznie jestem świadoma, że mój syn zmarł, ale czuję, jakby wszystko działo się poza mną — wyznała Sylwia Peretti na łamach magazynu "Viva".
Sylwia Peretti ujawniła szokujące szczegóły z nocy, w której zmarł jej syn
Gwiazda wspomina, że tego dnia nic nie szło tak, jak powinno i marzyła, aby ten dzień wreszcie się zakończył. W rozmowie z magazynem "Viva" Sylwia Peretti ujawniła także upiorny szczegół z nocy, kiedy doszło do tragicznego wypadku. Było już po północy, kiedy zauważyła, że zegarek, który nosi na nadgarstku zatrzymał się o godzinie 3.15. Właśnie o tej porze zginął jej syn wraz z trzema kolegami.
— Od samego poranka nic się nie układało, wszystko szło jak po grudzie i marzyłam, żeby ten dzień dobiegł końca. O drugiej w nocy zauważyłam, że mój zegarek, który miałam na nadgarstku, zatrzymał się o 3:15. O tej godzinie odszedł mój syn — powiedziała Sylwia Peretti w rozmowie z "Vivą".