Jako pierwszy o tej sprawie poinformował TVN24. Pięcioosobowa rodzina spędzała wakacje w Nowym Dworze Gdańskim. Okazało się, że jedno z trójki dzieci miało kontakt z osobą, u której potwierdzono zarażenie koronawirusem. Chłopiec służył na mszy jako ministrant. COVID-19 stwierdzono u księdza, który nabożeństwo odprawiał.
Rodzina została poinformowana, że powinna udać się na kwarantannę. Jak podaje TVN24, nie chciała jednak tego zrobić, by nie psuć sobie urlopu. Argumentowała, że chłopiec stał od księdza w znacznej odległości, więc nie widzą podstaw, by poddać się izolacji.
Do krakowskiej rodziny udali się więc przedstawiciele sanepidu wraz z asystą policjantów. Matka chłopca miała stwierdzić, że "nie po to ma urlop, by spędzać go tak, jak chce tego inspektor sanitarny". Po wymianie zdań, urlopowicze w końcu wrócili do Krakowa. Obecnie znajdują się w kwarantannie. Za odmowę poddania się jej mogą zostać ukarani grzywną.