Skatował kota za kawałek boczku. Historia kota "Pandka" poruszyła całą Polskę
Historię kota "Pandka" opisaliśmy w połowie listopada. Służby otrzymały wezwanie do jednego z mieszkań w Krakowie, z którego było słychać niepokojące miauczenie kota. Na miejscu funkcjonariusze odkryli skatowane zwierzę. Wezwano przedstawicieli z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nas Zwierzętami, którzy tak opisali stan kota:
Stwierdzono uszkodzenie nerwów łapy, co skutkować może koniecznością amputacji. Liczne rany cięte brzucha i grzbietu, przeciętą powiekę, uszkodzoną gałkę oczną oraz połowicznie odcięty język. Kot został również mocno uderzony w głowę i, ze względu na zmiany neurologiczne, jego stan musiał zostać ustabilizowany przed podjęciem dalszych kroków - pisało KTOZ w poście z 12 listopada.
"Pandek" (bo takie imię otrzymał kociak od pracowników KTOZ) przeszedł szereg zabiegów, w tym trzygodzinną operację oraz przetaczanie krwi. Jak podał KTOZ, zwierzę wraca do zdrowia. Co więcej, dla "Pandka" udało się znaleźć dom tymczasowy, a procedura adopcyjna ruszyła. We wtorek, 26 listopada kotek opuścił lecznicę.
Były właściciel "Pandka" usłyszał zarzuty
Jak przekazał rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krakowie, prokuratura zdecydowała się postawić 57-letniemu mężczyźnie zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Według Ustawy o ochronie zwierząt za to przestępstwo grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Ponadto były właściciel kota został objęty dozorem policyjnym.